Recykling starych swetrów - jak przywrócić starej włóczce dawny blask?

Dzierganie ma wg mnie jedną, niezaprzeczalną przewagę nad szyciem i innym rękodziełem — włóczka dobrej jakości może nam posłużyć przez bardzo długi czas do bardzo wielu projektów. I mówiąc bardzo wielu, nie żartuję — mam włóczkę z wielbłądziej wełny, jeszcze z zapasów po babci, która jest istnym perpetuum mobile. Była już swetrem, poncho, kocykiem, potem kardiganem, a teraz zwinięta czeka na nowy projekt. Przy ostatnich porządkach w szafie na skazanie (czy też może raczej sprucie) przeznaczyłam dwa nienoszone swetry. Odkąd nie pracuję już w słabo ogrzewanym biurze, nie mam okazji zakładać tak grubych swetrów. Z kolei mam tylko jeden kardigan, w którym chodzę non-stop, bo wiosną i jesienią zastępuje mi kurtkę i przydałby się jeszcze jeden na zmianę. Obaj skazańcy są z mieszanki wełny merino i akrylu, z przewagą merino. 


Będzie więc taki szaro-śliwkowy melanż. Już od dłuższego czasu czaję się na wzór ze strony yarninspirations.com na Cocoon Cardigan. Gorzej, jak mi zabraknie włóczki :D

Jak sprawić, by włóczka ze sprutego swetra prezentowała się jak nowa?

Każdy, kto pruł sweter i próbował dziergać z takiej pomiętej włóczki, wie, że nie jest to najlepszy pomysł. Oczka układają się nierówno, a zagniecenia sprawiają, że nitka ma różną grubość i dzianina jest nierówna. Nawet jeśli dziergacie bardzo ciasno, nie będzie to efekt idealny, o ażurach już nawet nie wspominając. Wełna ma jednak to do siebie, że jest higroskopijna, a gdy dostarczymy jej wilgoci i ciepła, powróci do poprzedniego kształtu. Magia! 

Wystarczy jedynie deska do prasowania i żelazko parowe

Wiem, że niektóre dziergające dziewczyny chwalą sobie sposób z przeciągiem włóczki przez czajnik. U mnie to się kompletnie nie sprawdziło, ale trafiłam na inny trick z wykorzystaniem żelazka parowego. Jest to banalnie proste: 
  1. Nawiń włóczkę wokół deski do prasowania (nie za luźno, ale i nie za ciasno, tak aby można ją było przesuwać dookoła)
  2. Nastaw żelazko na maksymalną temperaturę i maksymalny wyrzut pary
  3. Nie dotykając włóczki, przesuwaj nad nią blisko żelazko i "psikaj" parą
  4. Patrz, jak się pięknie prostuje :)
  5. Tym sposobem przeparuj cały precelek dookoła
  6. Odłóż na chwilę do ostygnięcia i zawiń w kłębek
Prawda, że proste? Tutaj prezentacja wideo, na dowód, że to działa:

A co z innymi włóczkami?

Ten sposób działa jedynie z włóczki z dużą zawartością wełny. Jeśli chcesz wyprostować włóczkę bawełnianą, najprościej zrobić to poprzez namoczenie i powieszenie, tak aby włókna wyprostowały się pod wpływem ciężaru. Ja robię to w ten sposób, że nawijam włóczkę w pętlę i przewieszam na suszarce, po obu stronach zawieszając ciężarki (przeważnie buteleczki kosmetyków). Im więcej wody, tym lepiej. Testowałam tę metodę również z włóczką akrylową i był nawet efekt. Zwłaszcza że akryl jako włókno syntetyczne nie mnie się tak bardzo jak naturalne materiały.
Mam nadzieję, że przekonałam Cię do recyklingu włóczki — jest to świetny sposób, by dać staremu, nienoszonemu swetrowi nowe życie i to niewielkim kosztem pracy, a w dodatku za darmo. 

DIY Świąteczne ozdoby na choinkę Last Minute - proste i tanie!

O ile Święta Bożego Narodzenia to czas zadumy i odpoczynku od codziennego zgiełku, to czas tuż przed nimi to często jeden z najbardziej pracowitych miesięcy w roku. Co w sytuacji, gdy czasu lub umiejętności brak, a chcemy udekorować choinkę własnoręcznie robionymi dekoracjami? Te ozdoby nie tylko zajmą wiele czasu, ale i każdy jest w stanie je zrobić.

Co będzie nam potrzebne?

Do wykonania kolorowych szyszek potrzebne będą nam oczywiście szyszki, uzbierane samodzielnie w lesie i dobrze wysuszone, mulina w wybranym kolorze (ja użyłam srebrnej), lakier w spreju oraz nożyczki. W moim przypadku ozdoby są nie tylko DIY, ale i zero waste, bo wszystkie te rzeczy miałam w domu jak pozostałości innych projektów.

Jak wykonać kolorowe szyszki?

Najpierw mocujemy pętelki, dzięki którym zawiesimy je na choince. Szyszki jodłowe, pozbawione ogonków, obwiązujemy dookoła, ukrywając nitkę pod łuskami. Prowadzimy nitkę raz dookoła, a potem do połowy obwodu, tak aby szyszka wisiała równo w dół. 


Z szyszkami świerku jest łatwiej, wystarczy zawiązać nitkę na ogonku. 


Następnie czas na malowanie. Uwaga — nie zaniedbujemy BHP! Załóż rękawiczki, zabezpiecz powierzchnię na blacie roboczym oraz dookoła niego, by nie pomalować niechcący czegoś innego ;) Trzymając za nitkę, stopniowo pokrywamy szyszkę lakierem. Ja chciałam uzyskać efekt, w którym naturalny kolor szyszki przebija spod lakieru, imitując szron. 


Niektóre szyszki są dwukolorowe:


Gdy szyszka ma być dokładnie pokryta farbą, najpierw pomalujmy ją od dołu, a dopiero potem od góry:


Gotowe szyszki odwieszamy do wyschnięcia w bezpiecznym miejscu. I gotowe! Prawda, że proste?










NAPRAWDĘ (ale tak na serio) skuteczne domowe zabiegi pielęgnacyjne


Internet roi się od porad wszelakiej maści i cudownych sposobów rodem z telezakupów Mango. Nie wiem jak Ty, ale ja przez lata testowania różnych "magicznych" sposobów na bycie piękniejszą stałam się bardzo sceptyczna. Czasami aż za bardzo ;) Dziś krótkie podsumowanie domowych zabiegów, które u mnie naprawdę się sprawdziły i które nie zajmują wiele czasu. Nie przedłużając, zacznę od zabiegu, co do którego podeszłam z największą nieufnością, czyli...

Szczotkowanie ciała na sucho

Nie wierzyłam za bardzo, że zabieg zajmujący 5 minut dziennie da jakiekolwiek efekty, a tu zaskoczenie - szczotkowanie ciała o sztywnym włosiu naprawdę daje efekty w postaci zauważalnie gładkiej skóry. Mnie zależało zwłaszcza na pozbyciu się problemu wrastających włosków i tu także jest zauważalny efekt.


Jeśli chodzi o "ruszanie limfy" jak to niektórzy nazywają - tu pozostaję nadal sceptyczna, ponieważ nie znalazłam rzetelnej informacji o potwierdzeniu tego żadnymi badaniami (jeśli Wy macie, to zostawcie proszę link w komentarzu, chętnie się doedukuję).

Niezależnie od tego, szczotkowanie ciała na sucho to świetny sposób na masaż i pozbycie się martwego naskórka. I na pewno zostawia mniejszy bałagan niż peeling kawowy. 

Sauna do twarzy, zwana inaczej parówką ziołową

Saunę do twarzy kupiłam w celach bardziej zdrowotnych - często mam problemy z alergią i zatokami - ale gdy zauważyłam, jak genialnie jest oczyszczona skóra twarzy, zaczęłam ją stosować regularnie. 
Moja sauna ma wkład na zioła, do którego wkładam torebkę z rumiankową herbatką ziołową. Następnie dozuję na nią kilka kropel olejku eteryczneggo - najczęściej wybieram eukaliptusowy, sosnowy lub lawendowy. Lubię też gotowe mieszanki ziół Czarszki specjalnie przeznaczone do zabiegów na twarz - aktralnie używam mieszanki Relaks


Po takim zabiegu delikatnie oczyszczam buzię tonikiem nawilżającym lub hydrolatem i nakładam maseczkę w płachcie. 

Farbowanie włosów henną

Jedyny na liście zabieg, który jest czasochłonny, ale naprawdę warto dla efektów. Farbuję włosy henną od lat i gdy tylko mam dłuższą przerwę (bo nie mam czasu albo muszę pokazać się innym ludziom i niekoniecznie chcę to robić w czepku kąpielowym), odbija się to widocznie na kondycji moich włosów. Co do koloru, nie jest to niestety płomiennorudy, ale moje włosy są zbyt ciemne, by uzyskać taki efekt. 


Nie da się jednak zaprzeczyć, że farbowanie ziołami działa i często zdarza mi się słyszeć komplementy dotyczące koloru moich włosów. 

O farbowaniu włosów henną pisałam już wcześniej tutaj:



Oczywiście jest wiele innych zabiegów, które także działają, ale
  • albo zajmują za dużo czasu (jak np. masaż manualny twarzy. Gdy robiłam go codziennie, skóra była zdecydowanie jędrniejsza, ale cóż z tego, jak zapału starczyło mi na tydzień)
  • albo wymagają kosztownych urządzeń
  • śmierdzą - tak, mam na myśli maski algowe. Aczkolwiek efekty były naprawdę świetne, to zapach jest dla mnie nie do przejścia.
Te sposoby są naprawdę skuteczne, tanie i szybkie (pomijając trzymanie hennowej mieszanki na głowie), więc mogę je z czystym sumieniem polecić. 

Tania gotowa farba ziołowa? Testuję hennę Fito Kosmetik

recenzja chna fitokosmetik

Jak wiecie, w koloryzacji włosów od lat stawiam na czystą hennę. Jednak niezaprzeczalną wadą tej metody jest jej czasochłonność. Więcej o wadach i zaletach hennowania pisałam tutaj.
Gdy więc podczas zakupów zauważyłam promocję na gotową pastę z henny, skusiłam się na przetestowanie, zwłaszcza że skład wyglądał całkiem nieźle.

Co mamy w składzie?

Za cenę 7,29 zł kupiłam 50 ml ziołowej farby na bazie henny. Kolor oczywiście miedziano-rudy. Skład prezentuje się następująco:

INCI: Aqua, Lawsonia Inermis, Arctium Lappa Root Oil (olej łopianowy), Prunus Amygdalus Dulcis Oil (olej ze słodkich migdałów), Panax Gingesing Root Extract (ekstrakt żeń-szenia), Triticum Vulgare Oil (olej z kiełków pszenicy), Glycerin, Propylene Glycol, Hydrolyzed Keratin (keratyna), Dimethicone, Xantan Gum, Panthenol, Benzoic Acid, Sorbic Acid, Dehydroacetic Acid, Benzyl Alcohol, HC Yellow 2, HC Red 3.
Pierwsze co się rzuca w oczy to spora zawartość olejów.  Teoretycznie oleje przyczyniają się do tego, że henna gorzej łapie (u mnie to się akurat potwierdziło), ale z drugiej strony włosy będą lepiej odżywione. Czego nie przemyślałam, to tego że owszem, jedna saszetka henny proszku to może i wystarczy na moje włosy do ramion, ale 50 ml płynnej pasty to już niekoniecznie. No ale ok, chciałam i tak jedynie pokryć odrost na szybko, mimo tego starczyło mi na styk ( na same odrosty). Pasta jest bowiem baaardzo płynna (i w zasadzie nie powinna być nazywana pastą jak dla mnie).

fitokosmetik ziołowa farba do włosów opinie
Zawartość całej saszetki ledwo zapełniła połowę miseczki do rozrabiania maseczek


Nakładanie


Nakładałam farbę palcami, bo w innym przypadku wszystko wsiąkłoby w pędzel. Producent zaleca trzymanie farby na włosach od 10 do 30 minut, ale wydało mi się to trochę mało prawdopodobne by tak szybko złapał u mnie kolor, dlatego trzymałam około dwóch godzin. 

Efekty

Moim celem nie było zafarbowanie trwałe, jedynie zniwelowanie różnicy pomiędzy odrostem a resztą włosów. Do tego celu można powiedzieć, że farba Fitokosmetik się sprawdziła, choć efekty nie były super trwałe. Nie zauważyłam, żeby włosy były szczególnie odżywione mimo zawartości olejów i ekstraktów.

Komu polecam?

Na pewno komuś, kto nigdy nie miał do czynienia z henną, nie jest pewny, czy efekt mu będzie odpowiadał. Farba jest tania i nie jest na tyle trwała, żeby sobie zrobić krzywdę na długo. Nada się również na pokrycie odrostów między regularnym farbowaniem. Nie polecałabym natomiast jako zastępstwo normalnego hennowania, farba jest zbyt niewydajna, a kolor dość szybko się spiera. 

Jak używać świec do masażu?+Rabat dla Was!

Follow my blog with Bloglovin
Jak się okazało, BHP świec do masażu nie jest takie oczywiste. Pamiętajcie, że wosk sojowy i masło shea mają niższą temperaturę topnienia niż tradycyjne świece zapachowe, więc nie nagrzewają się aż tak mocno, więc ryzyko poparzenia się jest naprawdę znikome.


Sposób użycia jest następujący:

  1. Szukamy ofiary, która poświęci się i zrobi nam masaż.
  2. Zapalamy świeczkę.
  3. Czekamy, aż mieszanka wosków i olejków stanie się płynna (tyle, ile nam potrzeba, niekoniecznie cała świeczka)
  4. GASIMY
  5. Ostrożnie wylewamy niewielką ilość mieszanki na skórę. Powinniśmy czuć, że oleje są przyjemne ciepłe, ale nie parzące
  6. Odprężamy się i zapominamy o stresach dnia codziennego.

Prawda, że nic strasznego? Kto nabrał ochoty na własną świeczkę, zapraszam do poprzedniego wpisu po przepis klik i do sklepu po składniki Ecoflores.eu. Tym bardziej, że mam dla Was specjalny rabat - na hasło ARTEMISYA dostaniecie 5% zniżki. Kod jest ważny przez miesiąc od dziś.



Chwila relaksu na Dzień Kobiet - super szybkie kosmetyki - domowe spa DIY


Każda z nas potrzebuje od czasu do czasu chwili tylko i wyłącznie dla siebie. Dzień Kobiet to idealna okazja, by trochę porozpieszczać samą siebie - ja proponuję, by zrobić sobie małe mini spa w domu. A skoro chwila relaksu, to nikt nie ma za bardzo ochoty na długie skomplikowane receptury, prawda? Dziś kilka prostych kosmetyków, ale wcale nie mniej skutecznych!

musujace kule do kapieli domowej roboty




Skoro ma być spa, to nie może się oczywiście obyć bez kul do kąpieli. Mam dwie propozycje. Pierwsza to:

Sosnowa kula odprężająco-ujędrniająca

Olejek sosnowy pozwala nam się w pełni zrelaksować po stresującym dniu, a macerat z zielonej kawy zadba o ujędrnienie całego ciała. Czego będziemy potrzebować:
Mieszamy suche składniki w misce. Rozpuszczamy masło shea i razem z maceratem z zielonej kawy mieszamy wszystko, dodajemy olejek eteryczny. Jeśli masa nie będzie dostatecznie wilgotna - powinna być taka jak piasek do robienia babek ;) to spryskujemy ostrożnie spirytusem lub ostatecznie wodą.

przepis na bombę do kąpieli

Następnie przekładamy wszystko do foremki, dość mocno ubijamy i odstawiamy do zastygnięcia.
foremki na kule do kąpieli

kulki do kąpieli musujące



Lawendowa kula kojąco-odżywcza

Baza pozostaje identyczna, zmieniamy jedynie dodatki:
Wykonujemy tak samo jako kulę sosnową. Ja dodatkowo na dno foremki włożyłam gałązkę lawendy. *
kula kąpielowa jak zrobić tabletkę musującą


*na zdjęciach widać, że używam formy w kształcie serca. Niestety moje lawendowe serce zginęło śmiercią tragiczną przy wyjmowaniu z foremki, więc musiałam mierzyć siły na zamiary i poprzestać na kuli.


Kto nie ma wanny, może zrobić pastylki w kształcie półkuli, idealne do kąpieli stóp. A jeśli chcecie coś bardziej natłuszczającego, możecie dodać więcej płynnego oleju i uzyskać zamiast kuli sól do kąpieli.



W trakcie kąpieli dobrze jest zadbać również o twarz. Moje zdanie pozostaje niezmienne od lat: najprostszą i zarazem jedną z najbardziej skutecznych pozostaje maseczka glinkowo-olejowa. Propozycja na dziś to:

Pomarańczowo-spirulinowa maseczka

  • łyżka wybranej glinki (u mnie pomarańczowa)
  • pół łyżeczki oleju kosmetycznego (u mnie macerat ze spiruliny)
  • jogurt naturalny do uzyskania pożądanej konsystencji

Prościej już się nie da! Siła tkwi w jej składnikach: glinka pomarańczowa ma działanie odżywcze i poprawiające koloryt, nada się więc idealnie dla cery zmęczonej po zimie. Uwielbiam działanie alg, ale zapach jest dla mnie nie do przejścia. O wiele chętniej sięgam po maceraty z alg. Tutaj użyłam maceratu ze spiruliny, który ma za zadanie rozjaśnić i ujędrnić skórę. Całość mieszam i rozrabiam w jogurcie naturalnym.
maseczka glinka pomaranczowa



By zakończyć nasz rytuał spa, dobrze jest sobie zorganizować pomocnika i zażyczyć sobie relaksującego, pielęgnacyjnego masażu. Do tego potrzebna będzie nam

Świeca do masażu


Jako świecznik najlepiej sprawdzi się tutaj mały dzbanuszek, np. na mleko, ale jeśli nie macie takiego pod ręką, możecie użyć oczywiście tego co macie pod ręką, ale najlepiej, by nasz świecznik miał uszko do trzymania. Oprócz tego będą nam potrzebne:
Topimy wszystkie składniki (macerat z kawy najlepiej dodać na samym końcu, by się tak nie przegrzewał). Tuż przed przelaniem do formy wkrapiamy olejki eteryczne.
świeca do masażu przepis



W wybranym pojemniczku umieszczamy knot i zabezpieczamy np. wykałaczkami, żeby się nie utopił i zalewamy mieszanką wosku z olejami.
swieca sojowa do masazu



Odstawiamy do zastygnięcia. Zielona kawa ma silne właściwości ujędrniające, więc dodatkowo wzmaga dobroczynne działanie masażu.



Ja zmykam się relaksować, czego i Wam życzę.

ile wosku na swiece



Wpis powstał we współpracy ze sklepem EcoFlores.eu.





Tania szczoteczka soniczna - czy to możliwe? + aktualizacja wieczornej pielęgnacji

szczoteczka soniczna do twarzy

W zeszłym roku opisałam mój wieczorny demakijaż, w którym główną rolę grała gąbeczka Konjac i silikonowy płatek. Jednak za sprawą pewnego małego gadżetu oczyszczanie twarzy wskoczyło u mnie na totalnie wyższy level. Nie ukrywam tego, że uwielbiam różne kosmetyczne gadżety i soniczna myjka do twarzy kusiła mnie od dawna. Niestety wszyscy znamy cenę oryginalnej Foreo Luny. Mój zdrowy rozsądek nie pozwoliłby mi wydać takiej kwoty na coś, co nie jest mi niezbędne do życia, dlatego zaczęłam się rozglądać za sensowną alternatywą.

Tania dobra myjka soniczna - da się?

Udało mi się upolować na wyprzedaży soniczną szczoteczkę do mycia twarzy marki FINENESS model Pro FE-LV. Jest wykonana z silikonu, z jednej strony posiada wypustki masujące (strona myjąca), z drugiej strony jest prążkowana (strona masująca). Wypustki są miękkie, ale skutecznie oczyszczają skórę. Kształtem różni się od Luny marki Foreo i to akurat uważam za jej plus. Nawet śliska mokra myjka leży dobrze w dłoni (i nie wygląda jak ewidentna podróbka dzięki temu). Mam ją od lipca i wciąż nie musiałam jej ładować ponownie, mimo że używam je niemal codziennie. Intensywność drgań można oczywiście regulować według potrzeb. Biorąc pod uwagę jej cenę (50 zł!) był to strzał w dziesiątkę.

Jak używam silikonowej myjki?


Proces z grubsza wygląda podobnie: najpierw rozpuszczam makijaż balsamem do demakijażu z przepisu Czarszki. Dokładnie masuję twarz, by pozbyć się kosmetyków i zbieram wszystko wilgotną gąbeczką celulozową. Następnie na zwilżonej buzi rozprowadzam łagodny żel do mycia twarzy i odpalam myjkę. Nie trzymam się programu mycia (myjka tak jak Luna daje nam znać, w którym momencie przejść do innej partii twarzy). Mam wrażenie, że koncentrując się przez minutę tylko na np. jednym policzku, robię więcej złego niż dobrego. W ten skóra jest podrażniona, a nie oczyszczona. Jeżdżę sobie tak po całej twarzy, aż do momentu, gdy szczoteczka zasygnalizuje koniec programu. Spłukuję starannie resztki żelu i przystępuję do dalszej pielęgnacji.

Jak oceniam efekty? Warto?


Szczoteczki używam już ponad pół roku i aktualnie nie wyobrażam sobie mojej pielęgnacji bez niej. Skóra jest oczyszczona, bez suchych skórek. Mam wrażenie, że moja wiotka skóra jest zdecydowanie jędrniejsza i ma poprawiony koloryt. Kluczowy jest wybór dobrego żelu, bo szczoteczka potęguje działanie środka myjącego. Jeśli będzie zbyt mocny, może nam podrażnić i wysuszyć cerę.


Tak oto tania budżetowa myjka sprawdziła się nadspodziewanie dobrze.


A jak Wasze doświadczenia z sonicznymi myjkami? Zbędny gadżet czy kosmetyczny must-have?

Czy warto inwestować w przybory dziewiarskie? Kilka rad dla początkujących dziewiarek

tanie druty na żyłce


Gdy parę lat temu na nowo zainteresowałam się dzierganiem, impulsem do tego stała się... promocja na akcesoria dziewiarskie w Lidlu. Dwie pary akrylowych drutów na żyłce kosztowały jakieś 6 zł, grzech nie wziąć. Wcześniej korzystałam jedynie z drutów odziedziczonych po babci i pamiętających poprzedni ustrój. Babcia praktycznie nie rozstawała się z robótką i miała całą szufladę przeważnie metalowych prostych drutów. Było też parę modeli na żyłce i były STRASZNE. Robienie na nich to była droga przez mękę, żyłka była sztywna jak koci ogon, a miejsce łączenia żyłki z drutem było nierówne, haczyło o oczka i zaciągało włóczkę.


Nic więc dziwnego, że te tanie druty z Lidla wydały mi się wtedy szczytem luksusu. Dziś leżą sobie jako zapasowe w szufladzie. Nie są złe, ale żyłka jest dość sztywna, no i są grube 6 mm i 7 mm - ja rzadko sięgam po większe grubości niż 5 mm.


Naturalnie dalszym krokiem było więc zakupienie innych, mniejszych rozmiarów. Wiedziałam już, że w grę wchodzą jedynie okrągłe na żyłce, bo dzierganie na prostych drutach jest dla mnie niewygodne i uciążliwe. Na Allegro trafiłam na zestaw full wypas bambusowych 15 rozmiarów od 2 mm do 12 mm za jedynie 37 zł. I też oczywiście byłam na początku nimi zachwycona :)


Jakiś czas temu jedne druty zginęły śmiercią tragiczną i musiałam dokupić rozmiar 4,5 mm. Tym razem zdecydowałam się już na wyższą półkę i kupiłam KnitPro Symfonie Wood. Kosztowały dokładnie 31,50 zł, czyli niewiele mniej niż 15-częściowy zestaw. Jak wypadają w porównaniu z chińskimi no name?


druty knit pro opinie
Po lewej chińskie no name, po prawej KnitPro

Jakość wykonania


Tu raczej nie ma nikogo nie zaskoczę, że różnica jest znaczna. Najbardziej rzuca się w oczy sposób mocowania żyłki. KnitPro ma żyłkę zamocowaną w środku metalowego łącznika, w którym został również osadzony drut. Włóczka przesuwa się bez problemu. W przypadku Chińczyka mamy odwrotną technikę, mianowicie żyłka jest gumową rurką, zaciśniętą na drucie. Ogólnie funkcjonuje to tak samo dobrze w droższym modelu, niestety niektóre rozmiary są felerne i wtedy np. drut jest krzywo spiłowany i zahacza o robótkę, a w jednym rozmiarze żyłka była źle zgrzana i praktycznie od razu się ułamała. Przy grubszych rozmiarach z kolei żyłka bardzo się załamuje i nie wygląda zbyt solidnie. No ale przy cenie około 2,50 zł za sztukę i tak jakość jest naprawdę spoko.

Komfort użytkowania

Pod tym względem nie ma za wielkiej różnicy, szczerze mówiąc. Żyłka w KnitPro jest elastyczna, podobnie miękka są rurki w no name. Robótka przesuwa się swobodnie, pomijając oczywiście te wadliwie wykonane modele. Jedynie może KnitPro od samego początku były śliskie, te tanie bambusowe były lekko szorstkie i musiały się trochę "wyrobić", ale teraz już są idealnie gładkie.

Trwałość


Co KnitPro nie mam żadnych uwag, bo póki co (tfu, tfu) nic się z nimi nie dzieje. Nie wiem, czy to też nie zasługa tego, że są drewniane, a nie bambusowe, ale nie odkształciły, żyłka również trzyma się jak trzeba.


Chińczyki no name już pomału się wykruszają. Dwa razy zdarzyła mi się przymusowa przerwa w dzierganiu, bo żyłka na łączeniu ułamała się w trakcie roboty. Uczciwe dodam, że były to dość ciężkie, duże robótki, przy małych pierdółkach to się nie zdarzało. Co do samych drutów, to lekko się wypaczyły (nie są idealnie proste), ale to akurat może być naturalną cechą bambusa.

Czy żałuję, że nie zainwestowałam od razu w markowe drogie akcesoria?


Absolutnie nie. Początkującym odradzam kupowanie jakichkolwiek droższych akcesoriów. Dużo lepszym rozwiązaniem jest kupowanie różnych tanich modeli, żeby poznać swoje preferencje. Na początku też ciężko nam określić po jakie rozmiary będziemy najczęściej będziemy, a które są nam zupełnie zbędne.

Kupienie całego budżetowego zestawu też nie jest złym pomysłem, bo zwłaszcza na początku możemy mieć problem z doborem odpowiedniego rozmiaru do włóczki i dobrze jest mieć możliwość sprawdzenia, czy rozmiar wyżej/niżej nie będzie tym właściwym.

Co dało mi testowanie różnych rodzajów drutów?


Dzięki pierwszym nietrafionym wyborom wiem już że:


  • nie lubię drutów prostych, wygoda okrągłych jest bez porównania

  • nie lubię drutów akrylowych i metalowych, lubię drewniane

  • nie używam kompletnie drutów grubszych niż 6 mm, pomijając jedną czy dwie czapki na rok

  • gdy kupujemy druty okrągłe, musimy pamiętać, że podana długość to żyłka + druty (przeżyłam ogromne rozczarowanie, otwierając paczkę z KnitPro :( )


Dlatego, gdy teraz musiałam uzupełnić zapasy, wybór był prosty: mały zestaw KnitPro z wymiennymi drewnianymi drutami, 4 rozmiary od 3 mm do 4,5 mm. W moim przypadku inwestowanie w większy zestaw nie ma sensu, bo nie będę go wykorzystywać. W razie potrzeby mam tanie druty, do sporadycznych "wyskoków" nadadzą się w zupełności.


Jak tylko do mnie dotrą, na pewno pojawi się recenzja, czy były warte swej ceny :).

All-In-One, czyli wielofunkcyjne mydło solankowe White Flower's -recenzja i propozycje zastosowania


Dziś wyjątkowo bez zdjęć "real-photo", bo opakowanie prezentowało się wyjątkowo nieapetycznie po dość  długim czasie użytkowania. Bohaterem dzisiejszego wpisu jest solankowe mydło marki White Flower's. Kupiłam je już daaawno temu na promocji w Rossmanie za ok. 10 zł, cena regularna to 13,99 zł. Bardzo lubię produkty tej marki i to mydło nie jest wyjątkiem. Ogólnie mam lekką obsesję, jeśli chodzi o produkty na bazie soli, bądź błota z Morza Martwego. Ale jest to obsesja uzasadniona, bo do tej pory się ani razu nie zawiodłam.

Skład mydła jest króciutki:

Aqua, Potassium Cocoate, Glycerin, Maris Aqua, Hydroxypropyl Methylcellulose, Parfum, Eugenol, Limonene, Linalool, Lilial, Hexylcinnamaldehyde, Coumarin, Mica, CI 77891, Tin Oxide 

To, co najbardziej mi się podoba w tym produkcie to przede wszystkim jego wielofunkcyjność. Jakie zastosowania dla niego wynalazłam?

Głównie służył mi jako żel do mycia twarzy.


Jak już wspominałam we wpisie o demakijażu wieczornym, mydłem zmywałam przede wszystkim makijaż rozpuszczony balsamem do mycia twarzy.  Idealnie zmywał tłustą warstwę, a buzia była oczyszczona i miękka. Dobrze koi też podrażnienia o całym dniu. Stosowany solo zostawiał skórę mocno oczyszczoną i piszczącą. Ja nie przepadam za tym efektem, ale jeśli ktoś preferuje mocne oczyszczenie twarzy, to przypadnie mu to do gustu. Trzeba też podkreślić, że mimo mocnego domycia skóry, cera nie jest podrażniona.

Jako żel do mycia ciała używałam go rzadko, bo było mi szkoda  ;)


Tutaj efekt podobny jak na twarzy -skóra miękka, domyta, ewentualne zaczerwienienia rozjaśnione.

W chwilach podbramkowych znalazł zastosowanie jako mydło do rąk


Gdy znowu pojawiła się mi się egzema na dłoni, zamieniałam dotychczas używane mydło na mdło solankowe i działało świetnie - ponownie zaczerwienie szybko znikło, a suchy placek zaczął na nowo przypominać skórę dłoni.

Awaryjnie używałam go także jako... żel do higieny intymnej


Na co dzień jego działanie byłoby zbyt wysuszające, ale gdy czułam, że może się skończyć infekcją (wszystkie wiemy o co chodzi), używałam go jako żelu do higieny intymnej i problem znikał.

Jedną porażką było użycie go zamiast szamponu. TRAGEDIA, nie róbcie tego w domu. Włosy w momencie zmieniły się w sztywne, tłuste strąki, i mimo że od razu spłukałam to innym szamponem, to na następny dzień wyglądały, jakbym ich przez tydzień nie myła.

Ale żeby nie było tak słodko... czy ten kosmetyk ma jakieś wady?


Oczywiście!

Jako pierwsze co mi się nasuwa to zapach. Kojarzy mi się tak ciotkowato i staroświecko. Etykieta również nie należy do najtrwalszych, przez co pod koniec mydło nie prezentuje się zbyt estetycznie, stojąc np. na wannie.

Po drugie, ma w składzie sól, więc nie radzę stosować na ranki, bądź zadrapania. Dodatkowo, ta sól lubi się zbierać w formie glutka na końcu pompki, więc od czasu do czasu trzeba odblokować otworek.

I na koniec, jego konsystencja jest bardzo lejąca, więc jeśli nie będziemy uważać, łatwo ucieknie nam między palcami.

Czy te wady odstraszą mnie od ponownego zakupu? Absolutnie nie, bo to świetny kosmetyk o różnorodnym zastosowaniu i do tego niesamowicie wydajny.

Nigdy nie mów nigdy, czyli polubiłam odżywkę do włosów! Natura Siberica Odżywka do włosów farbowanych i zniszczonych - szybka recenzja


Jak pisałam wcześniej z odżywkami do włosów było mi do tej pory nie po drodze. Testowałam wiele hitów blogosfery i zawsze kończyły jako baza do peelingu do ciała. Te do suchych włosów obciążały włosy i powodowały przyklap, te lżejsze z kolei nic nie robiły albo je wręcz plątały. Aż przy okazji zakupów w Rossmanie zajrzałam jak zwykle na regał z cenami na do widzenia, zobaczyłam tylko na szybko mega promocję na szampon, spojrzałam na skład i spodobał mi się. Butelka była lekko porysowana czy przybrudzona, więc wzięłam kolejną i dopiero w domu przekonałam się, że produkty były poprzestawiane i zamiast szamponu kupiłam odżywkę. Zonk. W dodatku taką do włosów zniszczonych i farbowanych, więc wizja smętnych i posklejanych strąków sama się nasunęła. Skład także jest bardziej "syntetyczny" niż kosmetyki, których zazwyczaj używam.


Z dużą dozą nieufności nałożyłam niewielką ilość produktu na umyte silnie oczyszczającym szamponem włosy i zgodnie z zaleceniem producenta trzymałam jakieś 3 - 5 minut. Sama konsystencja jest idealna, odżywka nie jest ani zbyt gęsta, rozprowadza się z łatwością po mokrych włosach, ani zbyt rzadka, nie ucieka między palcami. Zapach jest dla mnie bardzo przyjemny, taki "fryzjerski" (nie umiem tego inaczej określić), ale nie jest duszący. Co do opakowania, to butelka jest z solidnego plastiku, srebrne elementy nie obłażą. Dozowanie nie sprawia najmniejszego problemu, a dzięki temu, że można je postawić na zakrętce można spokojnie zużyć produkt do samego końca denka.

Odżywka bez problemu daje się spłukać z włosów, nie trzeba się wspomagać szamponem. Inne odżywki przeważnie muszę zmywać szamponem, a jak dla mnie wtedy stosowanie odżywki tak jakby mija się z celem.

Efekt? Włosy pięknie błyszczą, są uniesione od nasady, ale nie puszą się. Są także sypkie, ale absolutnie nie posklejane. Rozczesują się także zdecydowanie lepiej. Odżywkę zużyłam do samej kropelki i na pewno kupię ją ponownie. Cena regularna to około 30 zł (ja kupiłam ją za 17 zł), u mnie wystarczyła na dość długo. Chciałam jednak zaznaczyć, że stosowałam ją średnio raz na tydzień (tylko po użyciu szamponu oczyszczającego) i w niewielkiej ilości (jedna - dwie pompki).

Szampon w kremie Yves Rocher- czy dał radę zastąpić balsam myjący Sylveco?


O moim uwielbieniu do balsamu myjącego z betuliną Sylveco pisałam już w tym wpisie. Jest to produkt, dla którego nie znalazłam do tej pory godnego odpowiednika. Myje, nawilża, nie obciąża włosów, a cena moim zdaniem przystępna, biorąc pod uwagę jego wydajność - mnie do umycia (czy raczej odświeżenia włosów) wystarcza niewielka ilość.

W takim razie dziwi Was pewno, po co szukać czegoś zastępnika? Mianowicie jednej rzeczy nie mogę zdzierżyć - jego zapachu. Jest dla mnie duszący, nieprzyjemny i bynajmniej nie przypomina rozmarynu. Gdy więc zobaczyłam w ofercie Yves Rocher szampon w kremie pomyślałam, że warto spróbować, bo szampony i kosmetyki myjące są jednymi, które mi podchodzą w tej marce.

Przejdźmy zatem do konkretów:

Cena i dostępność


Balsam Sylveco kupuję przeważnie za ok. 25 - 30 zł (wiadomo, w internecie taniej niż stacjonarnie). Jest dostępny w wielu drogeriach internetowych, stacjonarnie trochę gorzej, ale również idzie go kupić.  Jest to butelka 300 ml. Za tubę szamponu YVR  o pojemności 200 ml zapłaciłam 17,90 zł (regularna cena to 19,90 zł) i napotkamy go prawdopodobnie w każdym punkcie stacjonarnym Yves Rocher.

Skład


Sylveco bazuje na łagodnych detergentach i nawilżaczach:
INCI: Aqua, Coco-Glucoside, Decyl Glucoside, Mel Extract, Cocamidopropyl Betaine, Butyrospermum Parkii Butter, Panthenol, Simmondsia Chinensis Seed Oil, Cyamopsis Tetragonoloba Gum, Glyceryl Oletate, Lactic Acid, Betulin, Sodium Benzoate, Rosmarinus Officinalis Leaf Oil

Piękny skład, nic dodać nic ująć. A co znajdziemy w propozycji Francuzów?

INCI: Aqua, Stearyl Alcohol, Cetylalcohol, Lauryl GlucosideBehentrimonium Chloride, Crataegus Monogyna Flower Extract, Isopropylalcohol, Glycerin, Sodium Benzoate, Citric Acid, Panthenol, Parfum, Guar Hydroxypro Pyltrimonium Chloride, Ethylhexylsalicylate, Tocopherol, Glycine Soja Oil Unsaponifiables, Potassium Sorbate

Dla ułatwienia zaznaczyłam substancje mające działanie myjące na kolor pomarańczowy. Widać tu sporą różnicę - w produkcie Sylveco mamy głównie detergenty z dodatkiem emolientów, skład szamponu YVR zaczyna się od emolientów i dopiero potem znajduje się bardzo łagodny detergent oraz substancja myjąca. Dlatego ja bym nazwała to raczej myjącą odżywką niż prawdziwym szamponem.

Opakowanie i konsystencja


Balsam jest pakowany w tradycyjną butelkę, plastik jest porządny i wytrzymuje do momentu skończenia produktu. Konsystencja jest rzadka i trzeba uważać, żeby nie uciekł między palcami. Na włosach rozprowadza się z łatwością, dobrze pieni, dlatego już niewielka ilość wystarczy do pokrycia skóry głowy.

Szampon w kremie mamy w wygodnej tubce, sam kosmetyk jest dużo bardziej gęsty. Niestety przekłada się to na komfort użytkowania i wydajność, ciężko jest go równomiernie rozprowadzić. Nie pieni się, ale nie miał się pienić - producent reklamuje go jako szampon No Poo.

Działanie


O Sylveco już pisałam - włosy są jednocześnie oczyszczone i nawilżone, nie są przyklapnięte. Tylko ten zapach...

Opowiadając na pytanie zadane w tytule: czy szampon w kremie dał radę go zastąpić? Otóż NIE. Tępa konsystencja utrudnia nie tylko rozprowadzenie szamponu, ale także jego porządne wypłukanie. Potrzebne były hektolitry wody, żeby jako tako dopłukać głowę. Włosy były obciążone i szybko stawały się nieświeże. Najgorsze było to, że szampon bardzo podrażnił mi skórę głowy, pojawiło się swędzenie i łupież.

Do czego go zużyję? Bardzo dobrze się sprawdza jako balsam do mycia, ale ciała - skóra na ciele nie jest u mnie tak wrażliwa, jak ta na głowie, a szampon ma przyjemny i łagodny zapach. Po prysznicu skóra jest nawilżona.

Tak więc produktu nie polecam, chyba że lubicie myć włosy odżywką. Z tym że niekoniecznie, jeśli macie wrażliwą skórę głowy, bo może się to skończyć jak u mnie atakiem łupieżu.

Lawendowy puder do stóp (i ciała) DIY - idealny kosmetyk na lato!

Lato nas w tym roku wyjątkowo rozpieszcza, więc dziś przepis na kosmetyk, bez którego nie wyobrażam sobie upalnych dni. Sama receptura j...