Porównanie aplikacji do analizy składu kosmetyku - recencje oraz wnioski. Część druga

aplikacja do sprawdzania składu produktow

Dziś dalszy recenzji aplikacji, podpowiadających nam, jak rozszyfrować skład kosmetyku. Pierwszą część znajdziesz tutaj.

Przy takich kombajnach jak opisane poprzednim razem Cosmetic Scan i Code Check dość blado wypada następna prościutka aplikacja, czyli

Cosmetics Checker


Dostępny tutaj.

Cena: darmowa, ale zawiera reklamy

Język: angielski

Wygląd/funkcjonalność: Obsługa jest ultra prosta: wybieramy markę z listy, po czym wpisujemy kod EAN.

cosmetic checker recenzja


Jak wypadła?: Największą i dyskwalifikującą wadą aplikacji jest ograniczony wybór marek. Bez wybrania marki nie wyszukuje nam produktu. W dodatku są typowe drogeryjne marki:

aplikacja uroda


Drugą wadą, która odstraszyła mnie skutecznie jest wielka irytująca reklama (i skąd ten Cypr?):



Gdy znalazłam już markę, której produkt posiadam i wpisałam EAN wynik był następujący:

cosmetic ingredients

Podobnie szybko rozprawiłam się z aplikacją Ingred.


Pobrany stąd.

Cena: darmowa

Język: teoretycznie angielski, wiele fraz występuje po hiszpańsku

Wygląd/funkcjonalność: Bardzo prosty wygląd. Aby sprawdzić produkt, należy zrobić zdjęcie składu. Do dyspozycji mamy również wyszukiwarkę składników oraz branżowe artykuły.

ingred recenzja
ingred



Jak wypadła?: No niestety, znów bubel. Po zrobieniu zdjęcia składu program przestaje działać. Artykułów też nie poczytam:



A wyszukiwarka składników za każdym razem pokazywała tajemniczy komunikat po hiszpańsku.

Ostatnim testowanym program był CosmEthics.


cosmetics aplikacja


Do pobrania tutaj

Cena: darmowa, z możliwością wykupienia wersji premium

Język: angielski

Wygląd/funkcjonalność: Minimalistyczny design, po kliknięciu na ikonkę aparatu uruchamia się skaner artykułu.

czytnik składów


W aplikację jest wbudowana wyszukiwarka kosmetyków, mamy też możliwość przejścia do sklepu online. Po zalogowaniu możemy spersonalizować nasz profil użytkownika. Niestety reklamy zachęcające do przejścia na wersję premium są dość nachalne.

Jak wypadła?: Niestety baza produktów (zwłaszcza polskich) jest póki co dość ograniczona. A szkoda, bo CosmEthics w ogólnym rozrachunku wypada całkiem, całkiem. Po pierwsze jako jedyna informuje nas, na ile skład w bazie danych jest aktualny:

skład kosmetyków aplikacja


Mamy też rekomendowane produkty przez aplikację:

program do czytania kodów kreskowych


Potencjalnie szkodliwe składniki na liście są oznaczone w celu szybszego znalezienia:


aplikacja do sprawdzania składu produktow


Jeśli danego kosmetyku nie ma w bazie, aplikacja zachęca nas do dodania:



Słabym punktem są opisy poszczególnych składników - twórcy programu przekierowują nas po prostu do... Wikipedii.



Mało zachęcające, aby na szybko podczas zakupów zapoznać się, co siedzi w danym kosmetyku.

Czas na podsumowanie


Która aplikacja wygrała? Początkowo byłam zachwycona Cosmetic Scan, gdyby nie jedna wpadka. W jednym z żeli z Yves Rocher aplikacja wykryła substancję zakazaną w Unii Europejskiej.

aplikacja sprawdzająca skład kosmetyków


Ok, tylko że na składzie podanym na opakowaniu dana substancja nie występuje. Dla porównania ten sam żel dostał od CosmeEthics zielone światło, brak podejrzanego składnika:






Code Check był już mniej entuzjastycznie nastawiony, ale również nie alarmował o zakazanych substancjach.

I jaki z tego wniosek? Żadna aplikacja nie zwalnia nas z myślenia. Moim zdaniem jest to dobry początek dla nauczenia się analizowania składu INCI. Wydaje mi się, że aplikacje kładą główny nacisk na szukanie tych złych składników, a przecież nie tylko o to w tym chodzi. Wybierajmy kosmetyki, które działają, a nie tylko nie szkodzą. Na pewno po kilku kosmetykach zaczniemy wyłapywać te najpopularniejsze składniki. Na moim telefonie zostawiam sobie Cosmetic Scan oraz Code Check. Cosmetic Scan ma bogatą bazę oraz przejrzyste opisy składników po polsku. Code Check zachowam ze względu na większą opcji i wiadomości, jaką oferuje - w aplikacji możemy nawet znaleźć informację o przyznanych kosmetykowi certyfikatach, jak i o samym certyfikacie (uwaga- po niemiecku). Język niemiecki mnie akurat nie odstrasza, bo na co dzień mam kontakt z nim w pracy.

Korzystasz ze skanerów kosmetyków? A jeśli nie, to czy któraś zainteresowała Cię na tyle, by ją zainstalować na swoim telefonie?

Jak czytać składy kosmetyków jeśli nie znasz INCI? Test analizatorów kosmetyków! Część pierwsza

aplikacja do analizy składu kosmetyków

Gdy moja przygoda z naturalnymi kosmetykami dopiero się rozpoczynała, zaczęłam naturalnie od studiowania składów. Początkowo próbowałam to robić "na piechotę" ze słownikiem INCI, np. z Wizażu. Potem na szczęście odkryłam analizator kosmetyków na kosmopedia.org, niestety już nieistniejący. Na stronie jest za to nadal bardzo bogata baza składników, którą polecam. Dziś jestem już na pierwszy rzut oka z grubsza ocenić, czy warto coś kupować, ale zawsze przyda się mała podpowiedź, prawda?

A może być tak... aplikacja na telefon?


Wraz ze wzrostem świadomości konsumentów pojawiło się zapotrzebowanie na analizatory składów. A najlepiej, jeśli będzie on zawsze pod ręką, np. w telefonie. Gdy zaczęłam wyszukiwać aplikację na Androida, która analizuje skład kosmetyków, znalazłam ich nawet sporo. Niektóre nie były aktualizowane, niektóre nie były ani po angielsku ani tym bardziej po polsku, ostatecznie w celu przetestowania zainstalowałam 7 apek. Nie pobierałam ciekawie wyglądającej Perfect Beauty, bo nie jest kompatybilna z moim telefonem. Która z nich zostanie ze mną na dłużej?

Gdy zaczęłam omawiać wszystkie aplikacje po kolei, wpis zaczął się rozrastać do takich rozmiarów, że byłam zmuszona podzielić go na dwie części.

Jako pierwszą bierzemy na tapetę... 

Inci od Allergyapp ApS

Do pobrania tutaj


Cena: darmowa, ale zawiera reklamy

Język: angielski

Wygląd/funkcjonalność: Szata graficzna dość uboga, ale nieskomplikowana. Posiada również wyszukiwarkę produktów. Aby sprawdzić skład kosmetyku, wybieramy "Scan" i kierujemy nasz aparat w telefonie na kod kreskowy.

Jak wypadła?: Tutaj się się za bardzo nie mam co rozpisywać, gdyż za każdym razem, gdy skanowałam któryś z kosmetyków (a było ich 18!), pojawiał się następujący komunikat:

apka do składu kosmetyków


No i to by było na tyle.

Kolejnym zawodem była aplikacja Ingredio.


Dostępna tutaj.

Cena: darmowa

Język: angielski

Wygląd/funkcjonalność: design całkiem przyjemny, po otwarciu aplikacji ukazuje nam następujące menu:


jak analizować skład kosmetyku


Aby móc zanalizować kosmetyk, należy wykonać zdjęcie składu, potem powinna nam ukazać lista rozpoznanych składników. Wszystko jest dokładnie wyjaśnione w samouczku (Example):


jak sprawdzić czy kosmetyk jest dobry


Możemy także poszukiwać informacji o konkretnym składniku pod "Search":

aplikacja sprawdzajaca skad kosmetykow ios


Jak wypadła?: Teoretycznie wszystko prosto. W praktyce trochę gorzej. Po pierwsze wykonanie dobrego zdjęcia składu na butelce (często okrągłej) zajmuje chwilę, zwłaszcza jeśli trzymamy kosmetyk w jednej ręce, a telefon w drugiej (a zakładam, że w sklepie będziemy raczej robić to w taki sposób). Co dalej? Nie wiem, bo na moim telefonie po zrobieniu fotki aplikacja napotykała błąd i wyłączała się. Jako podręczna encyklopedia składników ok, ale nie o to chodziło.

Następna w kolejce była chyba najpopularniejsza aplikacja Cosmetic Scan.


Link do pobrania

Cena: darmowa

Język: polski

Wygląd/funkcjonalność: Chyba najbardziej intuicyjna ze wszystkich testowanych. Po otwarciu aplikacji od razu otwiera się skaner kodów:

sprawdz skad kosmetykow online


Mamy też podręczne menu z przydatnymi funkcjami:

skład kosmetykow chemia


Jak wypadła?: Ze wszystkich aplikacji na pewno ma najbogatszą bazę produktów. Większość kosmetyków odnalazła bez problemu skanując. Bursztynowego szamponu Jantar skaner nie mógł rozpoznać (możliwie że etykieta jest już rozmyta, żadna aplikacja go nie odczytała), ale bez problemu odszukałam go w wyszukiwarce:
aplikacja cosmetic scan nie dziala

aplikacja sprawdzajaca skład kosmetykow ios




Problem pojawił się także z nowościami od Yves Rocher, tutaj mamy opcję zgłoszenia produktu do bazy danych:



Następnie dodajemy zdjęcie produktu oraz składu. Aplikacja chodzi płynnie i nie zacina się nawet na moim leciwym telefonie.

Sama analiza składu jest przejrzysta:



Legenda objaśnia nam, na co i dlaczego musimy zwrócić uwagę w składzie.



Dzięki piktogramom szybko odnajdujemy potencjalnego szkodnika na liście składników:



O każdym ze składników możemy poczytać, zarówno o jego funkcji, zastosowaniu i możliwych skutkach ubocznych.



Aplikacja umożliwia nam stworzenie naszego osobistego profilu:





Mało tego, możemy również porównać cenę i poszukać sklepu:




Kolejną ciekawą propozycją jest Code Check


Dostępny tutaj

Cena: darmowy, ale zawiera reklamy

Język: angielski/niemiecki (czasami w nazwie produktu pojawia się polski)
recenzja aplikacji code check


Wygląd/funkcjonalność: Mała uwaga na samym początku: Na moim telefonie aplikacja uruchamiała się i działała strasznie wolno, co nie występowało przy innych analizatorach, ale ciężko mi to ocenić negatywnie, bo jak wspomniałam, mój telefon nie należy do najnowszych i może to być wina sprzętu. Tutaj także skanujemy produkty (zielona ikonka w prawym dolnym rogu), telefon pika nawet jak skaner cen w hipermarkecie :) Mamy możliwość personalizacji ustawień. Jest także katalog produktów i to nie tylko kosmetyków, ale także zabawek, środków czystości itd.:



Jak wypadła?: Code Check ma bogatą bazę składów, ale jednak brakuje w niej polskich produktów - ani Vianek ani Farmona nie było w bazie. Po zeskanowaniu produktu ukazuje nam się jego nazwa oraz ocena użytkowników:




Aplikacja proponuje nam od razu zastępniki, w zależności, jak wypadł produkt, są to "lepsze" lub "podobne" kosmetyki:


Czasami rezultaty mogą być zabawne, bo aplikacja jako alternatywę do zmywacza do paznokci z Isany zaproponowała mi... olejki do pielęgnacji paznokci  ;-)


Po kliknięciu na skład mamy listę składników. I tutaj to co dla mnie osobiście jest największą wadą tego programu: Code Check szereguje składniki po swojemu, czyli od "najgorszych" do "najlepszych":


Tutaj na przykład woda występuje po alkoholu i eugenolu (który występuje w kosmetyku w śladowych ilościach):


Rozumiem zamysł twórców, żeby potencjalne alergeny były widoczne na pierwszy rzut oka, ale skoro przyjęty jest ogólnie system, w którym o kolejności decyduje zawartość procentowa w produkcie, możemy czuć się lekko zdezorientowani, gdy nagle widzimy skład, a w nim np. konserwant lub barwnik na pierwszym miejscu. O każdym składniku możemy poczytać, do czego służy i dlaczego powinniśmy na niego uważać:



Jako ciekawostka: pojawia się również porada, co my jako konsumenci możemy przedsięwziąć:


Mamy także podane źródła, w razie potrzeby możemy zweryfikować podane informacje:



Resztę aplikacji oraz to która ostatecznie wygrała test zdradzę w następnym wpisie. A czy Ty korzystasz z analizatorów kosmetyków? Może nie odczuwasz takiej potrzeby?

Lawendowy puder do stóp (i ciała) DIY - idealny kosmetyk na lato!

Lato nas w tym roku wyjątkowo rozpieszcza, więc dziś przepis na kosmetyk, bez którego nie wyobrażam sobie upalnych dni. Sama receptura j...