Delikatny krem do demakijażu do skóry wrażliwej - Yves Rocher,Sensitive Végétal - Recenzja i analiza składu


Gdy chodzi o pielęgnację twarzy, preferuję kosmetyki domowe. Co nie znaczy, że od czasu do czasu nie skuszę się na gotowca, lubię testować różne nowinki. Gdy przy okazji zakupów w Yves Rocher miałam możliwość zakupienia w specjalnej ofercie miniaturki kremu do demakijażu, dałam się skusić, zwłaszcza, że kosztowała ona całe 5 złotych (za tubkę 30 ml). Pojemność pełnowymiarowego opakowania to 125 ml i na stronie kosztuje aktualnie 22,90 zł.

Co obiecuje nam producent?


Na tubce rzucił mi się od razu w oczy napis: Non moussante - Sans sulfate (Nie pieniący się - Bez siarczanów). Producent zaleca wmasowanie kremu w suchą skórę, a następnie spłukanie buzi. Produkt jest polecany do skóry wrażliwej, ma nie powodować podrażnień. Na stronie składu brak, mamy jedynie zapewnienie, że 93% składników jest pochodzenia naturalnego oraz standardową litanię: bez parabenów, bez sztucznych barwników... A co naprawdę kryje się w składzie?

Aqua

Isopropyl Palmitate - "suchy" emolient, sprawia, że kosmetyk się lepiej rozsmarowuje i tworzy film ochronny. Może przyczyniać się do powstawania zaskórników (chociaż tutaj nie to dużego znaczenia, skoro jest do produkt do demakijażu, który powinniśmy całkowicie spłukać)

Methylpropanediol  - glikol organiczny, odpowiada za lepsze wnikanie składników w skórę. Ma także właściwości nawilżające.

Glycerin – substancja nawilżająca, wspomaganie konserwację produktu

Hydrogenated Coconut Oil - utwardzony olej kokosowy, emolient, może też pełnić rolę rozpuszczalnika substancji aktywnych

Cetearyl Alcohol - emolient, zagęstnik, tworzący ochronny film

Glycol Distearate - emolient oraz emulgator, używany w produktach myjących, tworzy ochronny film na skórze

Butyrospermum Parkii (Shea) Butter - czyli dobrze znane nam masło shea. Emolient, pozostawia warstwę okluzyjną, odżywia i uelastycznia skórę, ma właściwości przeciwzapalne

Sesamum Indicum (Sesame) Seed Oil - olej sezamowy, emolient, odżywia i regeneruje skórę, ma także właściwości bakteriobójcze

Aphloia Theiformis Leaf Extract - wyciąg z liści Aphloia theiformis, wykazuje działanie ściągające i ochronne

Ceteareth-33 - emulgator, substancja myjąca

Ethylhexylglycerin - konserwant, wykazuje też działanie nawilżające

Acrylates/C10-30 Alkyl Acrylate Crosspolymer - poprawia konsystencję i stabilizuje emulsję, przedłuża jej trwałość, tworzy ochronny film

Xanthan Gum - zagęstnik i stabilizator emulsji

Sodium dehydroacetate - konserwant

Tetrasodium EDTA - stabilizator emulsji, przedłuża trwałość

Sorbic Acid - konserwant

Tocopherol - inaczej witamina E, antyoksydant, wzmacnia naczynia krwionośne, ma działanie odżywcze i ochronne, konserwant fazy tłuszczowej

Sodium Hydroxide - regulator pH

Rutin - przeciwutleniacz, wzmacnia naczynia krwionośne, działa przeciwzapalnie i kojąco

Sigesbeckia Orientalis Exctract - wyciąg z boskiej trawy, pełni funkcję tonującą oraz antyoksydacyjną, ujędrnia oraz koi skórę

Acacia Senegal Gum  - Guma arabska, zagęstnik

Citric Acid - kwas cytrynowy, reguluje pH

Jak widać, brak tutaj rzeczywiście typowych detergentów. Krem jest pełen emolientów i nawilżaczy, brak wielu ekstraktów czy substancji aktywnych nie potraktowałabym jako wady, ponieważ jest produkt do demakijażu i jako taki nie powinien zbyt długo przebywać na naszej skórze. Wbrew temu co mogłoby się wydawać, kosmetyk nie jest typowym tłuściochem, ale ma dość lekką konsystencję, łatwo się rozprowadza.

Jak sprawdził się w działaniu?


Krem kupiłam z myślą o wieczorach, gdy nie mam czasu/siły na gimnastykę z balsamem myjącym i gąbeczką Konjac. Zazwyczaj sięgam wtedy po zwykły żel do twarzy albo naturalne mydło, z którymi niestety dokładne oczyszczenie okolic oczu (zwłaszcza z tuszu do rzęs) jest problematyczne. Po raz pierwszy krem zastosowałam tak, jak zaleca producent - nałożyłam na suchą twarz i chwilę pomasowałam, po czym spłukałam. Efekt mnie niezbyt zadowolił - lubię delikatnie, ale całkowicie oczyszczoną skórę. Omijam szerokim łukiem wszelkie mleczka do demakijażu, które kojarzą mi się przede wszystkim z lepiącą, niedomytą twarzą. Tu miałam podobne wrażenie. Przede wszystkim krem zdążył się częściowo wchłonąć (a miał umyć - więc fuj), nie byłam w stanie go do końca spłukać i pozostawił na skórze film. Patrząc na skład, można się było tego spodziewać, ale nie tak miał przecież działać. Co jest dużym plusem - nie podrażnił, nie szczypał w oczy. Obecnie używam go jedynie do okolic oczu - nakładam niewielką ilość na powieki i kolistymi ruchami pocieram, rozpuszczając makijaż. Resztę twarzy i "pandę" z resztek makijażu i kremu domywam następnie żelem do twarzy. Tutaj sprawdza się świetnie - dobrze rozpuszcza tusz do rzęs, nie podrażnia, dzięki kremowej konsystencji nie wpływa do oka. Okolice pod oczami nie są przesuszone, tutaj delikatny film jaki zostaje jest wręcz pożądany. Nie wyobrażam sobie jednak zmywania nim np. podkładu i całodziennego brudu.

Czy kupię go ponownie?


Ciężko powiedzieć. Jeśli byłyby jeszcze dostępnie miniaturki, to możliwe, bo zużywam go w znikomych ilościach (w końcu tylko do demakijażu samych oczu i to nie codziennie). Raczej nie mam szans na zużycie pełnowymiarowego opakowania. Prędzej sama coś ukręcę lub wykombinuję zamiennik - na dobrą sprawę jest to po prostu tłusty krem. Myślę, że osoby korzystające z typowych mleczek do demakijażu mogłyby być z niego bardziej zadowolone. Absolutnie nie widzę go jako kosmetyku dla osób z tłustą skórą czy trądzikiem - masa komedogennych składników może się przyczyniać do powstawania zaskórników, a ciężko o dokładnie spłukanie produktu (co jest w tym momencie kluczowe). Nie polecałabym go także do dwuetapowego oczyszczania skóry - w moim odczuciu jest do tego mimo wszystko zbyt lekki. Mam mieszane uczucia, gdyż z jednej strony lubię uczucie czystej odświeżonej skóry, której ten krem nie daje, ale z drugiej strony wiele produktów do demakijażu oka mnie szczypie, bądź podrażnia, a tutaj ten problem nie występuje - do moich wrażliwych oczu jest idealny.

Miałaś okazję testować ten produkt? Podziel się swoją opinią!

Czy dobry skład kosmetyku gwarantuje nam, że będziemy z niego zadowoleni?


Wiemy już, że czytanie składów kosmetyków jest bardzo ważne. Idziemy do sklepu, patrzymy na skład INCI (możemy się też wspomóc aplikacją do analizy kosmetyków, tutaj część pierwsza i część druga mojej recenzji porównawczej) i nagle - wow, jaki cudowny skład! Ten kosmetyk MUSI działać! Czy jest tak do końca?


Dzisiejszy bohater, który zainspirował mnie do stworzenia tego wpisu

Podczas mojej ostatniej wizyty w Rossmannie w Galerii Jurajskiej przeżyłam miłe zaskoczenie - cały regał z kosmetykami naturalnymi! Czego tam nie było - m. in. Vianek, Bania Agrafii i Lavera, na którą była promocja. Skusiłam się na pastę do zębów z bio-echinaceą i propolisem. Rzućmy okiem na skład:


Aqua

Sorbitol - substancja nawilżająca, polepsza też smak produktu, nadając słodki posmak

Hydrated Silica - odpowiada za właściwości czyszczące i polerujące

Xylitol - ma działanie remineralizacyjne i hamujące rozwój szkodliwych mikroorganizmów, poza tym polepsza smak pasty

Calcium Carbonate - właściwości ścierne

Maris Sal - sól morska, obfitująca w minerały, ma także właściwości bakteriobójcze i przeciwzapalne

CI 77891 - pod tym tajemniczym skrótem ukrywa się dwutlenek tytanu, pigment

Xanthan Gum - zagęstnik, poprawia konsystencję

Disodium Cocoyl Glutamate, Sodium Cocoyl Glutamate - substancje myjące, dopuszczone do użytku w naturalnych kosmetykach

Glycerin - substancja nawilżająca, wspomaganie konserwację produktu

Commiphora Myrrha Resin Extract - ekstrakt z mirry (żywicy), ma właściwości antyseptyczne,

Achillea Millefolium Extract*- ekstrakt z krwawnika, działa przeciwzapalnie, wzmacnia naczynia krwionośne

Echinacea Purpurea Extract* - wyciąg z jeżówki purpurowej, ma właściwości przeciwzapalnie i nawilżające

Arnica Montana Flower Extract* - wyciąg z arniki górskiej, który działa przeciwzapalnie, ściągająco i antyseptycznie

Propolis Cera - kit pszczeli, również łagodzi stany zapalne, działa bakteriobójczo, nazywany jest też naturalnym antybiotykiem

Alcohol* - konserwant, często stosowany w naturalnych kosmetykach

Aroma**, Limonene**, Eugenol**, Linalool** - kompozycja zapachowa

Skład świetny, każdy użyty składnik ma sens, brak tutaj zbędnych zapychaczy. Pamiętajmy jednak, że każdy naturalny kosmetyk może nas uczulać. Naturalny≠hypoalergiczny! Mam tutaj na myśli zwłaszcza propolis, który może być silnym alergenem. Pastę kupiłam za niecałe 8 zł, także cenowo również wypada całkiem w porządku.

Czy pasta w użytkowaniu wypadła równie dobrze, jak sugerował by to jej skład INCI?


Niestety, jak się zapewne domyślacie, dawno nie trafiłam na takiego bubla. Przy naturalnych (nie mówiąc już o domowych) kosmetykach należy stosować taryfę ulgową - często nie pachną, czasami wręcz śmierdzą, nie rozsmarowują się gładko. Ale - ich działanie rekompensuje to wszystko. Tutaj tak nie było.


Pasta ma niesamowicie tępą konsystencję - nigdy nie bawiłam się w robienie domowej pasty do zębów (moje szaleństwo ma jednak granice :)), ale podejrzewam, że komfort ich używania jest zbliżony. To akurat nie było zaskoczeniem - wśród składników brak substancji pianotwórczych, jak np. SLS obecny w pastach marki Dabur. Przez to jednak produkt jest strasznie, ale to strasznie niewydajny. Dodatkowo drugi użytkownik pasty, czyli mój facet, bardzo narzekał na smak pasty. Podobno kojarzyła mu się z posmakiem, który zostaje w ustach po wizycie u dentysty.

Co dla mnie całkowicie dyskwalifikuje ten kosmetyk? To może być zaskakujące, patrząc na skład, ale działanie. Zarówno ja i mój partner mieliśmy wrażenie, że nasze zęby są ciągle niedomyte - odczuwalny był osad na zębach, brak było też uczucia świeżości w buzi.

Pasty na pewno więcej nie kupię, a czemu napisałam ten post? Bo wiem, że wiele osób robi ten pierwszy krok, przechodzi na "jasną stronę mocy", kupując swój pierwszy naturalny kosmetyk... i się zniechęca. Nie wszystko co naturalne, oznacza od razu genialne. Skład nie gwarantuje nam, że kosmetyk będzie działał, bo ten tego zależy wiele innych czynników. Nie rezygnuj z wybierania ekologicznych marek, tylko dlatego, że jeden produkt Ci nie podszedł - to nie musi oznaczać, że wszystko co naturalne to zło :) Tak samo jak czasami możemy przymknąć oko na składniki, które teoretycznie są "zakazane", jeśli wiemy, że ten kosmetyk nam służy. Dlatego dalej będę kupować np. mydło z jaskółczym zielem od Green Pharmacy, mimo że jego skład nie powala, bo wiem, że wbrew pozorom nie wysusza mi tak rąk, jak wiele innych, bardziej "naturalnych" mydeł.

A Ty zawiodłaś się kiedyś na kosmetyku o pozornie "cudownym" składzie?

Jak zregenerować paznokcie po hybrydzie? Mój sposób oraz przepis na szybkie masełko do paznokci


Każda miłośniczka lakierów hybrydowych jest świadoma (albo przynajmniej powinna być), jak ważne jest od czasu do czasu danie swoim paznokciom chwili na odpoczynek i regenerację. Niekiedy jest to trudne, bo ciężko nie uzależnić się od pięknych, trwałych paznokci, ale trzeba to trzeba :) Ja zakochałam się wprost w lakierach hybrydowych od pierwszego manikiuru i gdy musiałam zrobić dłuższą przerwę ze względu na uczulenie, które się u mnie pojawiło, nie mogłam się doczekać, kiedy dojdę z pazurami do ładu. Tym bardziej dbam teraz o regularne przerwy i dopieszczenie paznokci po zdjęciu hybrydy. Zwłaszcza, że zawsze miałam raczej suche, łamliwe paznokcie, nawet tradycyjne lakiery do paznokci powodowały na nich niezłe spustoszenie. Przetestowałam kilka przepisów na serum do paznokci czy masełek, ale to nie było to. Najlepsze w działaniu okazywały się zawsze po prostu dobre kremy do rąk, ale musimy je aplikować regularnie również na płytkę paznokcia, co przy regularnym noszeniu manicure hybrydowego nie jest możliwe. Gdzieś w czeluściach internetu przeczytałam o masażu płytki paznokcia masłem Shea, na które mam alergię. Zastąpienie go olejem kokosowym, niestety, nie przyniosło spodziewanych rezultatów.

To było inspiracją do stworzenia mojej własnej wersji rytuału pielęgnacyjnego



Najpierw potrzebujemy naszego masełka. Bez obaw, zrobienie go jest mega proste i zajmuje chwilę. W mojej skali trudności jest to bardzo łatwy kosmetyk, ale daję dwa leniwce za woski w składzie:

Skala trudności: 


Oczywiście możesz użyć masła Shea lub np.  masła mango, jeśli masz je pod ręką. Ważne, by jego konsystencja była dość zwarta, dlatego nie nadaje się olej kokosowy ani babassu, bo te spłyną od razu z palca.

Czego potrzebujemy:

  • 1 łyżeczka masła kakaowego, najlepiej nierafinowanego

  • 1 łyżeczka oleju rycynowego

  • szczypta wosku Candellila

  • szczypta wosku Carnauba

Stapiamy razem wszystkie składniki razem w kąpieli wodnej. Następnie przelewamy do słoiczka i wstawiamy do lodówki, żeby stężało i nie porobiły się grudki.

Mamy już masełko i co dalej?

Oprócz pielęgnującego masła potrzebujemy również szorstkiej polerki (często są dostępne dwustronne polerki, posiadające jedną stronę bardziej szorstką i drugą nabłyszczającą), ewentualnie delikatnego pilnika (gradacja 240) oraz nabłyszczającej polerki. Nabieramy niewielką ilość produktu (uwaga - jest dość twarde, ale taki był mój zamysł) i pokrywamy płytkę paznokcia. Jeśli płytka paznokcia jest nierówna lub pozostały na niej resztki bazy hybrydowej, sięgamy po pilniczek i ostrożnie, kolistymi ruchami, pocieramy powierzchnię natłuszczonej płytki, wcierając masło w paznokieć. Uwaga! Jeśli należysz do tych osób, które wzięły sobie za bardzo do serca matowienie płytki przez nałożeniem hybrydy (a wiem, że takie osoby istnieją) - to opuść ten etap. Najlepiej do tego użyć polerki o szorstkiej powierzchni, moja akurat zakończyła żywot, więc sięgnęłam po pilnik.



Następnie sięgamy po polerkę z irchy i energicznymi ruchami przywracamy naszym paznokciom blask, wcierając całkowicie olejową mieszankę. Zawarte w składzie wosk Candelila i olej rycynowy jeszcze bardziej nabłyszczają płytkę. Zabieg najlepiej wykonać wieczorem, a ewentualny manicure wykonać za dwa dni, najwcześniej następnego dnia.



Pozostały balsam możemy wykorzystać równie dobrze do natłuszczania skórek. Zawsze mam w torebce słoiczek i często w pracy wmasowuję w przesuszone skórki.

A czy Ty dbasz jakoś szczególnie o swoje pazurki w przerwach między noszeniem hybryd?

Błyskawiczny nawilżający krem DIY z aloesem - tylko dwa składniki!

jak zrobic krem z oleju kokosowego i aloesu

O zaletach domowych kosmetyków myślę, że nie trzeba nikogo przekonywać. Mają jednak jedną wadę, która dla wielu osób jest dyskwalifikująca - mianowicie trzeba je zrobić. Coś za coś. Często też w przepisie pojawiają się składniki, które niekoniecznie mamy  w domu lub są dostępne w sklepie za rogiem. Ja najczęściej mam problem z kremami do rąk, które ze względu na moje AZS zużywam w hurtowych ilościach.

Co robić, gdy dopada nas leń, a w magazynku z półproduktami pustki?


Zdradzę Ci dzisiaj mój sposób na szybki nawilżający krem DIY z aloesem. Jest tak prosty, że aż wstyd to nazywać recepturą czy przepisem. W mojej skali trudności/zaawansowania oceniam go na jednego leniwca:

Stopień trudności: 
krem z aloesu do twarzy domowej roboty


Krem jest lekki i szybko się wchłania, ale daje odpowiednią dawkę nawilżenia. Na lato w sam raz :) Niestety moja ultra wrażliwa, atopowa skóra rąk nie toleruje żadnych innych mazideł poza samoróbkami. Tą metodą ratuję się, gdy nie mam czasu na bardziej "profesjonalne" receptury, a rezultat jest zadowalający. Czego chcieć więcej?

Co będzie nam potrzebne?

aloes do smarowania przepis

Tak jak obiecałam, potrzebne nam będą jedynie dwa składniki, w dodatku myślę, że każda z nas będzie je mieć w zanadrzu:

  •  2 łyżki żelu aloesowego (ja używam zazwyczaj żelu firmy Gorvita, bo ten mam sprawdzony i mnie nie uczula, ale jeśli chcesz, nic nie stoi na przeszkodzie, żebyś wzięła ten żel, który lubisz i masz w domu. Ważne tylko, by był to żel aloesowy, a nie np. hialuronowy, bo ten utworzy stabilnej emulsji i olej będzie się wytrącał)

  • 1 łyżka płynnego oleju, tutaj jest to olej konopny. Często biorę też olej z czarnuszki, który jest fantastyczny, jeśli chodzi o łagodzenie atopowych zmian na skórze. Innym dobrym zamiennikiem jest olej kokosowy, ale on może wymagać wcześniejszego podgrzania, żeby rozpuścić wszystkie grudki. A na to przecież nie mamy czasu, prawda :) ?

Dodajemy nasze składniki, mieszamy chwilę intensywnie bagietką lub spieniaczem  i... gotowe! Pozostaje nam tylko przełożyć krem do zdezynfekowanego słoiczka. Krem na bazie żelu aloesowego jest stabilny, nie rozwarstwia się. W dodatku ma bardzo lekką, żelową wręcz konsystencję, możemy nakremować dłonie i kontynuować nasze czynności. Oczywiście nic nie stoi na przeszkodzie używania go do twarzy czy dekoltu, jeśli masz taką potrzebę. Ja osobiście nie używam kremów do twarzy (to wyjaśnię przy innej okazji;) ), dlatego u mnie znalazł takie, a nie inne zastosowanie.

A Ty masz jakieś sprytne sposoby na szybkie domowe kosmetyki?

Lawendowy puder do stóp (i ciała) DIY - idealny kosmetyk na lato!

Lato nas w tym roku wyjątkowo rozpieszcza, więc dziś przepis na kosmetyk, bez którego nie wyobrażam sobie upalnych dni. Sama receptura j...