Kuracja na gorąco Farmona - czy uratowała moje włosy po urlopie? Recenzja, efekt PRZED i PO


W jednym poście, dokładnie tym klik, pokazywałam, że skusiłam się na bursztynową kurację na gorąco marki Farmona. Gdy wróciłam z urlopu, włosy i skóra były tak przesuszone, że moja standardowa "szamponowa" pielęgnacja włosów nie dawała rady. Była to idealna okazja, by sprawdzić, czy produkt spełnia obietnice producenta.

Jaki był stan moich włosów przed zastosowaniem kuracji?

Krótko mówiąc: tragiczny. Nie chciałam wlec ze sobą za wiele produktów na wyjazd, więc zapakowałam jedynie małe pudełeczko, do którego przełożyłam białe mydło Agrafii. Miało mi służyć jako szampon i do mycia buzi. Niestety, ale używane dzień w dzień było zbyt agresywne i po powrocie włosy wyglądały jak kupka siana. Dodatkowa łamały się na potęgę, tak że na grzebieniu zostawała cała garść. Czyli były dokładnie takie, dla jakich jest dedykowana kuracja - suche i łamliwe. Pourlopowe siano w pełnej krasie:


Co obiecuje producent i co znajdziemy w środku?


Dziś wyjątkowo nie omówię składu krok po kroku, ponieważ w zasadzie otrzymujemy 3 różne produkty o dość długich składach i ten wpis nigdy by się nie skończył :). Efektem zastosowania całości mają być "nawilżone, mocne, pełne witalności, jedwabiście gładkie i miękkie włosy". W kartoniku znajdziemy trzy saszetki oraz foliowy czepek.

Krok 1. Regenerująca maska olejowa


Skład INCI: Aqua (Water), Cyclopentasiloxane, Persea Gratissima (Avocado) Oil*, Cetearyl Alcohol*, Cocos Nucifera (Coconut) Oil*, Glycerin*, Behentrimonium Chloride, Hydrolyzed Silk, Simmondsia Chinensis (Jojoba) Seed Oil*, Argania Spinosa (Argan) Kernel Oil*, Starch Hydroxypropyltrimonium Chloride, Urea, Propylene Glycol, Amber Extract*, Tocopheryl Acetate, Phenoxyethanol, Ethylhexylglycerin, 2-Bromo-2-Nitropropane-1,3-Diol, Sodium Lactate, Lactic Acid, Sodium Chloride, Sodium Benzoate, Dimethiconol, Hydroxyethylcellulose, Parfum (Fragrance), Limonene

Po wodzie i silikonie znajdziemy w masce takie oleje jak olej awokado, kokosowy, nieco dalej olej jojoba i arganowy. Mamy tez różne nawilżacze - gliceryna, mocznik, glikol propylenowy. W masce odnajdziemy również hydrolizat jedwabiu oraz obiecany wyciąg z bursztynu. Sama maska ma przyjemną, lejącą konsystencję. Jedynie zastrzeżenia miałabym do ilości, bo przy mojej długości włosów było jej naprawdę na styk. Tak jak zaleca instrukcja, najpierw maskę podgrzałam w miseczce gorącej wody, a następnie na pokryte nią włosy nałożyłam załączony czepek oraz dodatkowo zawinęłam głowę w turban z ręcznika, by lepiej trzymało się ciepło.

Krok 2. Szampon nawilżający


INCI: Aqua (Water), Sodium Laureth Sulfate, Urea, Cocamidopropyl Betaine, Sodium Chloride, Propylene Glycol, Amber Extract*, Inulin*, Panthenol, Soluble Collagen, Sodium Cocoamphoacetate, Silicone Quaternium-22, Polyglyceryl-3 Caprate, Dipropylene Glycol, Potassium Sorbate, Sodium Benzoate, Polyquaternium-10, Disodium EDTA, Lactic Acid, Parfum (Fragrance), Benzyl Salicylate, Hexyl Cinnamal, Butylphenyl Methylpropional, Limonene, Linalool, Alpha-Isomethyl Ionone

Skład szamponu jest dość średni. Co prawda, mamy dość wysoko mocznik, mamy też fajne składniki, jak wyciąg z bursztynu, panthenol, kolagen, ale jednocześnie substancją myjącą (oraz patrząc na resztę składu, chyba też głównym składnikiem) jest SLES, dość wysoko mamy też chlorek sodu (czyli sól), a więc składniki o działaniu przeciwstawnym, mogące powodować przesuszenie oraz podrażnienie.

Szampon pienił się jak dziki i bez problemu zmył maskę, ale że działał nawilżająco, to bym nie powiedziała.

Krok 3. Balsam wygładzający


INCI: Aqua (Water), Cetyl Alcohol*, Behentrimonium Chloride, Glycerin*, Propylene Glycol, Equisetum Arvense (Horsetail) Herb Extract*, Cetearyl Alcohol*, Stearalkonium Chloride, PEG-20 Stearate, Inulin*, Hydrolyzed Keratin, Laurdimonium Hydroxypropyl Hydrolyzed Wheat Protein, Laurdimonium Hydroxypropyl Hydrolyzed Wheat Starch, Panthenol, Cyclopentasiloxane, Cyclohexasiloxane, Cetrimonium Chloride, Propylene Glycol, Diazolidinyl Urea, Iodopropynyl Butylcarbamate, Hydroxyethylcellulose, Disodium EDTA, Parfum (Fragrance)

Balsam zawiera głównie substancje mające za zadanie wygładzić i ułatwić rozczesywanie: alkohol cetylowy, inulinę, behentrimonium chloride. Z substancji czynnych mamy m. in. ekstrakt ze skrzypu polnego, keratynę, proteiny zbożowe.

Zgodnie z sugestią, że jeśli nasze włosy potrzebują intensywnego odżywienia, nie powinniśmy balsamu spłukiwać, zostawiłam go początkowo na włosach. Jednak widząc, że włosy nic a nic nie schną i są przeciążone, ostatecznie po półgodzinie go spłukałam, by nie ryzykować "przyklapu" na następny dzień.

Czas na podsumowanie: efekt


Już podczas spłukiwania włosów czułam różnicę. Włosy były wyraźnie gładsze i bardziej dociążone. Gdy wyschły, prezentowały się następująco:



Wydaje mi się, że różnica jest dość widoczna. Włosom daleko do ideału ale jest to dobry punkt wyjścia do doprowadzania ich z powrotem do ładu. Ponieważ publikuję recenzję po pewnym czasie, z pewnością mogę powiedzieć, że włosy przestały się łamać i sterczeć na wszystkie strony.

Czy kupię ponownie?

Nie wydaje mi się. Efekty są niezłe, ale myślę, że gdybym pogrzebała w szafce z kosmetykami i półproduktami, mogłabym skomponować podobny zestaw. Kupując kurację, chciałam produktów mocno nawilżających i odżywiających, takich, jakich na co dzień nie używam, bo nie mam takiej potrzeby. Nie widzę sensu inwestowania w kosmetyki, które będą mi potrzebne tylko na krótki okres czasu, zakup jednorazowych porcji byłby wtedy idealnym wyjściem.



Podsumowując, jest to dla mnie produkt średni - ani dobry, ani zły. Nie żałuję zakupu, ale raczej nie skuszę się ponownie.

Nawilżające serum do twarzy DIY - recykling "resztek"


Dziś kolejny raz pokażę, że nie trzeba wiele czasu, by stworzyć samemu fajny kosmetyk w domowym zaciszu. Nazywam go "resztkowym" serum, bo za bazę posłuży mi serum do twarzy z serii Aktywator Młodości marki Ava. Zostało go już tak niewiele w buteleczce, że nie dosięgałam go pipetką. A to dla mnie okazja, aby go troszkę podrasować. W ten sam sposób możecie "poprawić" kosmetyk, który np. nie nawilża w dostateczny sposób. Temu produktowi akurat nic nie mogę zarzucić, bardzo go lubię. Jego ulepszoną wersję stosuję 1 - max 2 razy w tygodniu i starczy. Prosty skład także sprawia, że jest idealne do przeróbek. Nie jest to ścisła receptura, składniki dodajemy "na oko". Tego typu kombinacje są dobre dla początkujących, by przekonać się do domowych kosmetyków. Pamiętajcie jednak, że do tego typu mieszania nadają się jedynie kosmetyki o stosunkowo prostych składach - mniejsze jest wtedy ryzyko wystąpienia niepożądanej reakcji i podrażnienia skóry. I złota zasada - przed pierwszym zastosowaniem kosmetyku - czy to naszego, czy to kupnego - najpierw próba uczuleniowa.

Jeśli chodzi o wykonanie tego serum nawilżającego do twarzy, poziom trudności to jeden leniwiec:


Co będzie nam potrzebne?



Ja sięgnęłam po sprawdzone składniki, które mam zawsze pod ręką. Chciałam, żeby moje serum było silnie nawilżające i szybko się wchłaniało, dlatego wybrałam:

  • żel aloesowy

  • skwalan

  • ekstrakt z hibiskusa

Zaczynamy od przelania pozostałości serum do zlewki.  Następnie dodajemy żel aloesowy i skwalan, w takiej samej ilości, ile nam zostało serum, tak żeby każde z nich stanowiło 1/3 zawartości. Oczywiście nic się nie stanie, jeśli któregoś składnika będzie mniej, a innego więcej. Na końcu dosypujemy ekstrakt, na tak niewielką ilość będzie to dosłownie szczypta:



Teraz pozostaje nam jedynie wymieszać wszystkie składniki i przelać do odkażonego wcześniej słoiczka.


Konsystencja serum jest bardzo płynna, dzięki ekstraktowi z hibiskusa ma piękny pastelowo-fioletowy kolor:




I gotowe! Lubię się w ten sposób "bawić" kosmetykami, nie zabiera to wiele czasu, a efekty mogą nas czasami zaskoczyć. A nawet jeśli coś nie wyjdzie - w końcu były to tylko "resztki", więc nie ma czego żałować  :-) Dlatego zachęcam Was do własnych eksperymentów.

Czy istnieje idealny szampon do włosów? Oraz dlaczego nie nadaję się nawłosomaniaczkę


Ile razy przydarzyło Ci się, że ktoś, dowiadując o twoim zainteresowaniu kosmetykami, mówi: O super, to polecisz mi dobry krem/szampon/odżywkę... Niestety na takie pytanie nie ma łatwej odpowiedzi, zwłaszcza, że takie osoby oczekują produktu, który będzie robił WSZYSTKO.

Dziedziną, w której moja pielęgnacja chyba najbardziej kuleje są włosy. Wstyd się przyznać, ale nie mam serca do stosowania odżywek, masek i innych czasochłonnych zabiegów pielęgnacyjnych. Na pewno mojego zaangażowania nie poprawia fakt, że moje włosy, mimo że jest ich sporo, są bardzo cienkie i łatwo je obciążyć. Jednocześnie są suche i sianowate. Większość kupnych kosmetyków albo ich nie nawilżała dostatecznie, albo powodowała efekt strąkow i przyklapu i włosy koniec końców wyglądały gorzej niż wcześniej. Najlepiej służyły im odżywcze mgiełki własnej roboty (dla zainteresowanych mogę wrzucić kilka sprawdzonych przepisów), ale moje lenistwo zwyciężyło i stosowałam je bardzo nieregularnie. Podobnie było z olejowaniem, na które w tamtym momencie był istny szał w blogosferze. Tak naprawdę, jednym kosmetykiem do włosów, który stosuję naprawdę regularnie, jest (z oczywistych względów) szampon. Potrzebowałam takiego, który będzie stanowił kompletny produkt do pielęgnacji. Jeszcze jedno - włosy myję praktycznie codziennie, dlatego ważne jest dla mnie również to, by nie powodował podrażnień i nadmiernego przesuszenia.

Idealny, czyli taki, który oczyszcza, odżywia i nawilża


Nie istnieje szampon, który spełni wszystkie te warunki (a przynajmniej ja o takim nie słyszałam). Metodą prób i błędów doszłam do takiego momentu w mojej rutynie pielęgnacyjnej, w której potrzebuję trzech szamponów, do trzech różnych zadań. Tak, zgadza się, używam naraz trzech różnych szamponów, wg schematu poniżej:

Oczyszczanie

Do tej kategorii zaliczają się wszystkie mocno oczyszczające kosmetyki, czyli w zasadzie większość szamponów oferowanych nam w sklepach. Moja skóra głowy jest sucha i wrażliwa, dlatego łatwo o przesuszenie, skutkujące swędzeniem i łuszczeniem. Jeden raz, maksymalnie dwa razy w tygodniu (gdy moje włosy się wyjątkowo przetłuszczają) w zupełności mi wystarczy, by porządnie oczyścić skórę głowę i pozbyć się tego, z czym mogły sobie nie poradzić łagodniejsze kosmetyki. Po takim umyciu włosy są puszyste i sprężyste, mają piękną objętość, ale umyte drugi raz z rzędu tym samym szamponem mogły by się zrobić splątane i przesuszone.

W tej kategorii nie ma ideału, ale fajnie sprawdzały się w tej roli ekologiczny szampon z Yves Rocher (ten zielony z serduszkiem), Jantar z wyciągiem z bursztynu, klasyczny Head&Shoulders.

Czego szukamy? Jak najprostszego składu, nie zrażamy się detergentami, np.  SLES, bo ten kosmetyk ma jedynie oczyszczać, a one właśnie do tego służą

Odżywanie

Aby włosy były lśniące i odżywione, musimy je nie tylko oczyszczać, ale także "nakarmić". W tym kroku włączamy produkty bogate w ekstrakty, zioła i inne substancje aktywne, wszystko na bazie łagodnego detergentu. Co dokładnie ma zawierać, zależy już od naszych potrzeb. Mam skłonność do wypadania włosów, więc sama szukam zawsze ekstraktów z ziół wzmacniających i pobudzających cebulki włosów, jak rozmaryn, skrzyp, cedr.

Mój ideał: cedrowe mydło Bania Agrafii. Używam, uwielbiam, czasami muszę sobie od niego zrobić przerwę, ale zawsze potem wracam i na nowo się zachwycam. Sprawdzałam też ich białe mydło i to nie było to. Włosy lśnią, są odbite od nasady, wypadają mniej.


Co jeszcze się sprawdziło? Większość ziołowych szamponów (np. Barwa) były zbyt agresywne. Fajne sprawdzały się moje domowe mieszanki na bazie żelu Babydream z Rossmanna, który mieszałam z odwarem z mydlnicy i wybranymi ekstraktami ziołowymi. Nie mogę odżałować świetnego szamponu z Malwa Pollena z ekstraktem czarnej rzepy. Był wprawdzie na bazie SLES, ale w ogóle nie podrażniał, włosy rosły jak szalone, a kosztował całe 3 złote w osiedlowym Lewiatanie. Niestety, już nie do kupienia. Smutki, smuteczki.

Czego szukać? Tego, co służy naszym włosom. Jak wspomniałam, dla mnie są to ekstrakty ziołowe. Ktoś inny może potrzebować protein, które ja raczej omijam. To najbardziej indywidualny punkt z tego planu.

I ostatni, ale równie ważny punkt, czyli nawilżanie


Wszystkie te dobroci, wymienione w poprzednim akapicie, mogą się (a w zasadzie na pewno) przyczynić do przesuszenia włosów. Tutaj szukamy produktu wypełnionego humektantami (nawilżaczami), mile widziane są tez naturalne oleje, które zatrzymają efekt nawilżenia na trochę dłużej. Dlatego stosujemy go naprzemiennie z ziołowym szamponem, żeby zapobiec efektowi "poziołowego siana" lub przeproteinowaniem włosów.

Mój ideał: balsam myjący do włosów Sylveco Genialny produkt, stanowi brakujące ogniwo między szamponem a odżywką. Włosy są nawilżone, oczyszczone, ale nie przeciążone. Wiem, że dla niektórych cena jest wysoka, ale dla mnie jest zupełnie adekwatna, biorąc pod uwagę jego jakość i wydajność.

Co jeszcze się sprawdziło? Ciężko tutaj o jakiś zamiennik. Niezły był szampon z Yves Rocher z macadamią (mimo, że był na bazie SLES), w kolejce do przetestowania mam też wersję z owsem.

Czego szukać? Celujemy w produkty do włosów suchych i łamliwych, najlepiej na bazie łagodnych detergentów, napakowanie olejami i takimi składnikami, jak np.  aloes, miód, owies, len. Jeśli myjesz włosy odżywką i lubisz, to nada się idealnie:)

Każdy z wymienionych wyżej produktów stosowany samodzielnie raczej by się nie sprawdził. W połączeniu z uzupełniającymi go produktami - działa znakomicie i zdarza mi się dostawać komplementy na temat moich włosów, chociaż tak niewiele przy nich robię.

A Ty stawiasz na jeden produkt czy raczej na kilka?

Skąd brać przepisy na domowe kosmetyki? Kilka sprawdzonych receptur

kosmetyki robione samodzielnie przepisy

Gdy już wkręcimy się w świat naturalnej pielęgnacji, wiele z nas zaczyna nęcić perspektywa tworzenia własnych kosmetyków. Świeżo ukręcony własnoręcznie kremik - czemu nie! Tak jak wtedy, gdy stawiamy pierwsze kroki w kuchni, dobrze jest zacząć od sprawdzonych przepisów, zamiast rzucać się do razu na głęboką wodę i próbować tworzyć własne receptury. Wbrew pozorom, gotowych przepisów jest masa i na początku może nas przytłoczyć. Nie wszystkie formuły są też udane. Dlatego pomyślałam, że spróbuję zebrać w jednym miejscu moje ulubione receptury. Są to wyłącznie te kosmetyki, które robiłam już wielokrotnie i za każdym razem wychodziły. Niektóre z biegiem czasu nieco zmodyfikowałam ;-)

Zaczniemy od produktu, którego nigdy nie może u mnie zabraknąć i zużywam w naprawdę hurtowych ilościach, czyli...

Kremy do rąk

krem do rąk z mocznikiem diy


Pierwszy przepis pochodzi ze strony zrobiekrem.pl. Generalnie niemal każda strona oferująca półprodukty kosmetyczne posiada receptariusz i często można znaleźć tam naprawdę fajne receptury. Ten konkretny krem został nazwany Mazidło na suchą popękaną skórę  i dokładnie tym jest - konsystencja jest bardzo gęsta, treściwa, nie jest to bynajmniej nivejkopodobny lekki kremik, który się wchłania w 5 sekund. I dokładnie za to go uwielbiam. Jedyną modyfikacją jest zamiana masła shea na olej kokosowy. Lanolina i mocznik w składzie pomogą nawet najbardziej spierzchniętym słoniom.

Wykonanie go jest naprawdę łatwe, jeszcze nigdy się nie zdarzyło, żeby się rozwarstwił. Autorzy zatroszczyli się o tych, którzy nie posiadają wagi i ilości są podane zarówno w gramach, jak i mililitrach. Również składniki są z tych, które raczej mamy zawsze pod ręka, ale jeśli dopiero zaczynamy naszą przygodę z domową produkcją, musimy kupić sporo produktów, stąd oceniam go na trzy leniwce na mojej skali trudności:

kosmetyki homemade


Kolejny krem również zalicza się do tłuścioszków (tutaj link do bloga autorki). Traktuję go jako "zimowy", ponieważ zostawia lekki film na rękach i chroni podczas mrozów. Bardzo żałuję, że blog nie jest już aktualizowany, gdyż przepisy na nim publikowane były świetne. Także tutaj musiałam zamienić masło shea, tym razem na masło kakaowe. Krem jest niezastąpiony podczas nawrotów AZS, kiedy skóra na rękach praktycznie pęka i nieustannie swędzi. Wazelina i lanolina tworzą warstwę ochronną, a inne składniki nawilżają przesuszoną skórę dłoni. Ten kosmetyk jest trochę bardziej "wyjściowy", bo jest bielutki i puszysty (jak sklepowy ;-) ), ale początkujące osoby mogą mieć problem z jego wykonaniem. Poza tym poszczególne ilości składników są podane nie w gramach ani mililitrach, lecz w procentach, co wymaga od nas kilku prostych działań matematycznych (polecam robienie 10 gram kremu i po problemie):

eko kosmetyki diy


Ostatni z kremów jest dostępny jako gotowy zestaw do kupienia na stronie e-naturalnie. Stosuję go zarówno na stopy, jak i dłonie, gdy mam problem ze zrogowaciałą skórą. Gdy robię go sama, używam tego samego emulgatora co zwykle (czyli bazy emulgującej NF), a alkohol cetylostearylowy zastępuję woskiem pszczelim. W fazie wodnej polecam zamiast czystej wody użycie naparu z lawendy. Krem ma bardzo lejącą konsystencję, najlepiej sprawdzi się tutaj opakowanie z pompką. Wchłania się relatywnie szybko, a efekty są naprawdę spektakularnie. Formuła jest dość skomplikowana, także jeśli dopiero zaczynasz kręcić, nie polecam tego przepisu, raczej jest przeznaczony dla osób nieco zaprawionych w kosmetycznych bojach.

tanie domowe kosmetyki

Pielęgnacja

lekki krem do twarzy diy


Jak już jesteśmy w temacie stóp, świetny sposób na nawilżającą kąpiel do stóp pokazała Czarszka, której blog jest dla mnie kopalnią prostych, ale skutecznych receptur. Chodzi mi o przepis z mocznikiem (jak chyba zdążyliście zauważyć, jest to półprodukt, którego schodzi u mnie naprawdę dużo).  Banalne w wykonaniu, a rezultat jest zauważalny. Ja wykonuję trochę więcej mieszanki sól+mocznik+alantoina na zapas, żeby nie szperać za każdym razem w kosmetycznym magazynku. Latem pozycja obowiązkowa moim zdaniem, każdy może go wykonać.

kremy do twarzy jak zrobic


Kolejnym nieskomplikowanym, ale genialnym w swej prostocie przepisem autorstwa Czarszki są płatki pod oczy. Ja stosuję wersję z naparem ze świetlika - w pracy wpatruję 8 godzin dziennie w komputer i często moje oczy są podrażnione i suche. Jeśli masz podobny problem, gorąco polecam okłady ze świetlika. Dodatkową zaletą tego kosmetyku jest to, że nie wymaga żadnego konserwantu - w końcu przechowujemy go w zamrażarce:

 jak zrobić olejek pod prysznic


W odległych czasach, gdy w mojej pielęgnacji gościły jeszcze kremy do twarzy, bardzo lubiłam też recepturę kremu pochodzącą ze strony Ecospa na nawilżający krem z zieloną herbatą. Ogólnie sklep posiada bardzo bogatą bazę przepisów, często gdy szukam przepisu na konkretny produkt wchodzę w pierwszej kolejności na ich stronę. Ilości są podane zarówno w procentach, jak w gramach oraz mililitrach - dla każdego coś miłego. Krem jest idealny na dzień, jest leciutki i wchłania się błyskawicznie, a ekstrakt z zielonej herbaty jest chyba moim ukochanym składnikiem w kosmetykach. Na początku można mieć problem z uzyskaniem idealnej konsystencji bez rozwarstwiania (duża zawartość fazy wodnej), ale myślę, że jest to dobra formuła na pierwszy krem, w ramach ćwiczeń:

domowe kosmetyki z wosku pszczelego


Następny produkt to był hit, który zrewolucjonizował mój demakijaż. Mowa o balsamie myjącym Czarszki. Na blogu autorki znajdziecie kilka wersji balsamu, nie mówiąc już o gotowych balsamach do kupienia (jeszcze nie testowałam). Mnie najbardziej przypadła do gustu jednak pierwotna wersja, czyli ta najgęstsza. Jeśli jednak wolisz typowy olejek myjący, zawierający emulgator, to bardziej polubisz się z olejkiem Arsenic - przepis jest prosty, ale skuteczny. Ja osobiście nie przepadam za olejami z emulgatorami, bo z samą wodą czuję, że buzia jest niedomyta, a gdy zmywam go żelem, skóra aż piszczy, a tego raczej unikam. Balsam był dla mnie strzałem w dziesiątkę.

Mam nadzieję, że autorka się nie pogniewa, ale tutaj również używam kilku zastępników - masło shea tradycyjnie zastąpiłam olejem kokosowym, a zamiast oliwy biorę przeważnie ten olej płynny, który mam "na zbyciu". Wykonanie jest szybkie i nieskomplikowane, a niemal wszystkie składniki z łatwością dostaniemy w aptece, bądź sklepie zielarskim:


Na koniec misz-masz kilku ciekawych przepisów

wosk pszczeli w kosmetyce przepisy


Przepis na ten konkretny balsam do ust towarzyszy mi niemal od samego początku przygody z domowymi kosmetykami. Potem próbowałam kilku innych, ale zawsze ostatecznie wracam do tego, bo jest po prostu najlepszy. Kupne balsamy do ust nie umywają się do niego. Wprawdzie autorka podaje go jako sposób na kolorową pomadkę, ale nic nie stoi na przeszkodzie pominąć zabawę z mieszaniem pigmentów (btw. nie polecam, ciężko domyć potem zlewki) i stworzyć super pielęgnującą bezbarwną pomadkę. Wiele innych balsamów było zbyt twarde, albo przeciwnie zbyt miękkie, z czasem tworzyły się grudki, a ten jest po prostu idealny. Część oleju rycynowego (dokładnie 0,6 g) zastępuję innym olejem - awokado, z nasion marchwi, ostatnio dodałam marcepanowy. Ten przepis wymaga jednak dość precyzyjnego odmierzania składników (waga jest tutaj niezbędna), dlatego oceniam go na dwa leniwce:

przepis na balsam do ust


Kolejnym absolutnym must-have w moim przepiśniku jest przepis autorstwa Italiany na podkład mineralny. W moim odczuciu bije na głowę zestaw z Kolorówki, który mi w ogóle nie podszedł. Przymierzałam się już do kupna gotowca, gdy trafiłam na ten post i problem się rozwiązał. Podkład jest naprawdę mocno kryjący, umiejętnie nałożony był w stanie zakryć olbrzymi rumień na jednym policzku. Mało tego, działa kojąco (pewnie dzięki tlenkowi cynku i pudrowi jedwabnemu w składzie, ja dorzucam też zawsze 0,2 g alantoiny). Ładnie wtapia się w skórę i trzyma jak przymurowany, nawet na mojej suchej skórze. Mała modyfikacja z mojej strony - krzemionkę zastępuję mikrosferami silikonowymi, bardziej odpowiednimi dla mojego typu skóry. Wymaga posiadania młynka do kawy, przeznaczonego na kosmetyczne zatracenie, oraz zakupów w Kolorówce:

 krem przeciwzmarszczkowy receptura


Następny produkt zawsze mam w zanadrzu w szafce, a nawet jeśli się skończy, wykonanie go zajmuje dosłownie 5 minut. Jest to płyn do pielęgnacji okolic intymnych od Mademoiselle Eve. Takie to proste - dwa składniki, chwila zabawy z sodą oczyszczoną i papierkiem lakmusowym, a często ratuje w sytuacji podbramkowej:

 krem do rąk robiony w domu


Na koniec mam coś, co przyda się na relaks po długim tygodniu pracy - świeca do masażu autorki bloga Mineralny Świat Kasi. Sam blog jest wprost kopalnią ciekawych, inspirujących przepisów, ale lojalnie uprzedzam - wchodząc tam pierwszy raz można utknąć na długi, długi czas. Jako człowiek skąpy zastępuję masło kawowe kakaowym. Ceny gotowych świec do masażu bywają zaporowe, a zrobienie takiego to dosłownie chwila. Dodatkowo mamy pewność, jakie składniki zostały użyte. Najdłużej schodzi mi z rozkruszeniem kupnej świeczki w celu wydobycia knota, cała reszta to stopienie składników i przelanie do dzbanuszka:

 podkład własnej roboty


To by było na tyle. Mam nadzieję, że któryś z wymienionych przepisów wpadnie Ci w oko. Miłego kręcenia!

Lawendowy puder do stóp (i ciała) DIY - idealny kosmetyk na lato!

Lato nas w tym roku wyjątkowo rozpieszcza, więc dziś przepis na kosmetyk, bez którego nie wyobrażam sobie upalnych dni. Sama receptura j...