Mollon Pro - nowe kolory do kolekcji


Jak już pisałam w moim podsumowaniu dotyczącym poszukiwań marki lakierów hybrydowych, które mnie nie uczulają, ostatecznie przeszłam na produkty marki Mollon Pro. Nie da się ukryć, że wybór kolorów nie jest najłatwiejszy, w sieci nie ma za wiele zdjęć odcieni "w realu". Wcześniej kupowałam raczej kolory, których zdjęcia wykopałam w sieci na innych blogach, tym postanowiłam zaryzykować i kupić w ciemno. Oto trzy nowe lakiery, które dołączyły do mojej kolekcji (pozostałe kolory, które posiadam, pokazywałam w tym wpisie). Tym razem postawiłam na serię Hybrid Shine, bo wolę jednak mieć więcej odcieni w małych pojemnościach, a lakiery, które już mam z tej serii, nic złego mi nie robią.

Na początek odcień, którego swatche udało mi się co prawda odszukać w sieci, ale autorka wpisu była nim rozczarowana. Mimo to, analizując dogłębnie dostępne zdjęcia i opis koloru, skusiłam się na lakier o jakże wdzięcznej nazwie

Blue Ecstasy (numer 2/130)



Poszukiwałam w zasadzie bardziej odcienia dżinsu, ten kolor jest zdecydowanie ciemniejszy, ale również bardzo mi się podoba. Jest intensywny, ale jednocześnie przygaszony, taki granat, ale minimalną domieszką szarości. Jest zarazem uniwersalny, bardzo dobrze zgrywa się z codziennymi, prostymi stylizacjami typu t-shirt i dżinsy, ale jest jednocześnie elegancki i nada się na większe wyjścia.

Kolejny kolor również wybrałam trochę na przekór, bo opis i nazwa mówiły całkiem co innego. Szukałam bardzo jasnego odcienia mięty, bo uwielbiam latem paznokcie w tym wydaniu. Dlatego moją uwagę zwrócił lakier

Polar Sky 2/205



Kolor buteleczki sugerował, że jest to dokładnie odcień, jakiego szukam. Po kliknięciu na produkt zdziwiło mnie, że opis wyraźnie twierdził, że chodzi tu odcień rozbielonego błękitu. Nazwa również naprowadzała raczej na odcień niebieskiego. Mimo to zdałam się na zdjęcie etykiety i miałam rację, bo ten kolor to piękna pastelowa mięta, jakiej szukałam. Dla porównania, w zestawieniu z kultową miętą Semilaca (nr 22):


Nie da się ukryć, że w mojej hybrydowej kolekcji dominują odcienie różu i czerwieni. Miałam już silne postanowienie, że będę kupować kolejnego odcienia z tej palety, ale z drugiej strony, kolor

Mauve 2/13


wydał mi się nietypowy i inny od tych posiadanych dotychczas.



Jak widać, trafiłam w dziesiątkę, bo lakier już gości na moich paznokciach i najchętniej nosiłabym go non stop. Jest to jeden z tych kolorów, które ciężko opisać, bo w zależności od oświetlenia różnie się prezentuje. Jest brudny róż w ciemnym odcieniu, czasami wpadający w bardziej łososiowe odcienie. Jest zdecydowanie dzienny kolor, taki "nudziakowy", ale jednak odróżniający się od koloru skóry.

Po raz kolejny obiecuję sobie, że na tym koniec, ale cóż...

Starałam się, by zdjęcia jak najwierniej oddawały odcień lakieru. Post nie powstał we współpracy z marką.

Sezon wiosna-lato - uzupełnienie szafy


Pomału zaczyna mi brakować miejsca na chomikowanie materiałów i włóczek. Co zrobić, gdy w głowie wciąż mam nowe projekty i przekonanie, że muszę mieć TĘ RZECZ TERAZ I ZARAZ. Niestety, doba ma ograniczoną ilość godzin, więc wiele z tych planów pozostaje... no właśnie planami. Mam już za sobą wiosenny przegląd szafy, który polega u mnie na selekcji ubrań zbędnych/nielubianych i jednocześnie stwierdzeniu, czego w niej brakuje. Czyli w zasadzie można powiedzieć, że pozbywam się starych ubrań, żeby mieć miejsce na nowe :). Zapraszam na moje propozycje ubrań, które planuję wprowadzić do mojej garderoby.


1. Ciepły kardigan - otulacz

Zacznę od projektu, który na tę chwilę jest w najbardziej zaawansowanej fazie. Lato bywa u nas ostatnio bardzo kapryśne, dlatego zawsze na imprezach w plenerze, grillu, wolę mieć w zasięgu ręki ciepły sweter, którym można się otulić niczym kocem. Po długich poszukiwaniach zdecydowałam wzór z Burdy (tegoroczne wydanie specjalne Druty i oczka).


Rozmiarówka jest co prawda plus-size, ale używałam cieńszych drutów, więc mój sweter będzie węższy niż wymiary podane w Burdzie. Długość zachowałam oryginalną, ale i tak już w tej chwili widzę, że będę przedłużać sweter, dodając dodatkowy ściągacz od dołu. To akurat mnie nie dziwi, większość wykrojów i gotowych ubrań jest dla mnie przykrótka (jestem wysoka jak na kobietę i mam dość długi tułów).

Włóczka to mieszanka mojej ukochanej alpaki i wełny - "Lima" firmy DROPS w kolorze omszałej zieleni 7810.


Konstrukcja swetra jest dość oryginalna, więc zobaczymy, co z tego wyniknie.
2. Czerwona sukienka z kopertowym przodem

Podobnie jak z kardiganem, długo szukałam wykroju, który pasował by mi w 100%. Znalazłam go ostatecznie w starej Annie (1/2015). Mam kupioną już dawno czerwoną dzianinę z wiskozy. Niestety, może mi zabraknąć materiału, dlatego fiflaki do wiązania powstaną z czerwonego szyfonu w zbliżonym kolorze. Wybrałam wersję z najkrótszym rękawem.



3. Dżinsowa letnia sukienka

Kolejny wykrój na sukienkę również odszukałam w Annie, tym razem był to numer 3/2014. Już dość długo noszę się z zamiarem uszycia luźnej sukienki z cienkiego dżinsu, dopasowanej w talii. Mam już jedną kupioną w Lidlu (!) i jest to moja ulubiona letnia sukienka, pasuje i do trampek i do eleganckich sandałów, jest bardzo wygodna, ale zarazem nie jest "plażowa". W dodatku dżins jest, wbrew temu co się wydaje, świetnym materiałem na upały. Ponownie zdecydowałam się na kopertowy krój, bo bardzo dobrze służy mojej figurze, a mam bardzo mało ubrań z takim dekoltem.

Moja wersja to wersja B. Niestety, ponownie rozmiarówka rozpoczyna się od 44/46 w górę, więc przy okazji nauczę się zmniejszać wykroje (wykroje z Anny szyję przeważnie w rozmiarze 42, dzianiny często 40).
4. Letnie koszule

Kolejne wyzwanie czeka mnie przy szyciu letnich koszul. Zależało mi na tym, by były luźne i wygodne, ale zarazem z podkreśloną talią (oversize mi wybitnie nie służy). Najbardziej przypasował mi wykrój 108 z Burdy 3/2009.

W tym przypadku czeka mnie powiększenie bluzki w biuście oraz poszerzenie rękawa (wszystkie modele z Burdy są dla mnie przyciasne w przedramieniu). O ile z rękawem raczej nie będzie problemu, to poprzednie przerabianie wykroju na duży biust skończyło się u mnie przodem ewidentnie dłuższym niż tył. W razie czego zrobię jak poprzednim razem, dodam na dole rozporki i będę udawać, że tak miało być ;).

Nie mam pewności, co do tych zakładek przy szyi. Na pewno pozbędę się kołnierzyka, wykańczając jedynie dekolt tasiemką. W planach mam dwie koszule, jedna biała w kwiecisty wzór (kupiona jako pościel w lumpeksie) oraz druga w kratkę.

5. Ażurowy sweter w miodowym kolorze

Kolejną rzeczą, która prześladuje mnie od dłuższego czasu jest letni, ażurowy sweter. Mniej więcej coś takiego, choć może bardziej luźny:


Mam już zakupioną włóczkę, jest to mieszanka bawełny i wiskozy, czyli moich ulubionych materiałów (chociaż gdybym miała wybrać, to jednak wiskoza wygrywa). Dokładnie ta:

Włóczka na żywo jest przepiękna, lekko lśni. Jak każda bawełniana, przypomina oczywiście trochę sznurek. Marka Performance nie była mi do tej pory znana, zobaczymy jak będzie się sprawować. Co do wzoru, to wciąż poszukuję idealnego.
6. Patchworkowe dżinsy-rurki

Na koniec najbardziej ambitny projekt.

Mam w moim materiałowym magazynku dwa metrowe kawałki elastycznego dżinsu. Początkowo miałam je wykorzystać na szorty lub spódniczkę, ale kolory (typowy ciemny denim) są na tyle zbliżone do siebie, że naszła mnie ochota pokombinowania z wykrojem na normalne dżinsy i wprowadzeniu ukośnych cięć, dzięki czemu wykrój zmieści się na dostępnym materiale.

Jako baza posłuży wykrój z Ottobre Design:

Cięcia z kolei zapożyczę ze spodni z Burdy (to był wykrój kupowany osobno, nie z czasopisma):


Najbardziej obawiam się, że dżins cięty po skośne rozciągnie się zbytnio i nogawka będzie zdeformowana.

To by było na tyle. Mam nadzieję, że Wy również znajdziecie tu coś inspirującego dla siebie, a ja poczuję się bardziej zmotywowana do spełnienia moich zamierzeń :).

Gąbeczka Konjac kontra celulozowa gąbka za 2,50 - czy warto przepłacać?

gabka konjac rodzaje

O moim uwielbieniu dla gąbek Konjac już się rozpisywałam w tym poście. Skąd więc pomysł na dzisiejszy post? Ostatnio do zmywania balsamu do demakijażu (mój wieczorny demakijaż już opisywałam) zaczęłam używać solankowego mydła White Flowers. O samym mydle na pewno się jeszcze wypowiem przy innej okazji. Zauważyłam jednak, że odkąd go stosuję, moja gąbeczka Konjac zaczęła się ewidentnie niszczyć - nie wiem, czy to reakcja materiału, z którego jest wykonana, na sól zawartą w mydle czy sól, osadzając się w porach gąbki, niszczy jej strukturę. Nie mam pojęcia, faktem jest, że gąbka zaczęła się kurczyć, drapać i sztywnieć. Butelka mydła była ledwo co napoczęta, do ciała było mi go szkoda, pomyślałam więc, że to dobra okazja do przetestowania celulozowych gąbeczek z Rossmanna. Widziałam, że niektóre blogerki je polecają, raz spotkałam się z opinią, że są lepsze niż Konjac. Koszt gąbki jest tak niewielki, że nic tylko testować!

Cena


W pierwszej rundzie nie ma co nawet się rozwodzić - za gąbkę Konjac zapłacimy około 40 zł (30 jeśli nam się poszczęści w TKMaxx). Za opakowanie gąbek Calypso zapłacimy 5 zł w Rossmannie, a ponieważ w paczce są dwie sztuki, koszt jednej gąbki to de facto 2,50. EDIT Trafiłam na jeszcze tańszą alternatywę w Biedronce -  za cztery gąbki zapłaciłam 1,50 zł. O wrażeniach na końcu posta.


gąbka konjac z czerwoną glinką

Użytkowanie


Rozpocznę od tego, czego najbardziej się obawiałam w związku z tanim zamiennikiem - komfortu stosowania. Bałam się, że Calypso będzie podrażniała skórę, czy nieprzyjemnie ją ciągnęła, zwłaszcza w okolicach oczu. Tak się nie stało, ale przeskok od Konjaca był spory i pierwsze dni z nową gąbką nie były zbyt przyjemne - nawet "zasolony" Konjac było dużo delikatniejszy. Jest to jednak jedynie odczucie podczas używania, bo jeśli chodzi o sam efekt demakijażu, to skóra nie jest w żadnym stopniu zaczerwieniona czy podrażniona. Buzia jest ładnie oczyszczona, a suche skórki znikają. W samych rezultatach nie spostrzegłam żadnej różnicy między tanim a drogim produktem.

Co do stosowania: Konjac potrzebuje więcej czasu, by się namoczyć, Calypso wystarczy przelać wodą i już jest gotowy. Z kolei przy Rossmanowskiej gąbce zauważyłam zdecydowany wzrost zużycia kosmetyków myjących - sama gąbka nie spienia tak mocno produktu, więc trzeba nalać go więcej i dodatkowo użyć potem produktu do pozbycia się pozostałości demakijażu. Niestety, mimo dokładnego mycia, pozostaje zabarwienie od tuszu do rzęs, co nie wygląda zbyt estetycznie. Konjac czyści się praktycznie sam, wystarczy go jedynie spłukać porządnie wodą i wycisnąć.

Co do trwałości obu gąbek służyły mi mniej więcej po tyle sami czasu (około 3 - 4 miesięcy). Tutaj porównanie gąbki Calypso po dwóch miesiącach używania i nowej:
gąbka konjac rossmann opinie


Są namoczone dla lepszego porównania, bo raz namoczona gąbka kurczy się podczas wysychania. Tutaj plus dla Calypso - jest cienka, więc schnie o wiele szybciej i nie trzeba jej tak pilnować jak Konjac, który może zapleśnieć, jeśli nie jest dobrze przechowywany. Ma to znaczenie również w podróży - możemy zrobić normalny demakijaż wieczorem, a rano spakować suchą gąbkę do walizki.

Podsumowanie


Wracając do pytania zawartego w tytule posta - czy warto inwestować w gąbkę Konjac, skoro mamy pod ręką tani zastępnik? Powiem tak: jeśli dysponujemy niewielkim budżetem, albo kupowanie gąbki za 40 zł to dla nas przesada - Calypso jest dla Was. Polecam za to inwestowanie w Konjac, jeśli:

  • mamy ultra wrażliwą skórę

  • używamy drogich środków do mycia twarzy i zależy na poprawieniu wydajności produktu

  • cenimy sobie komfort używania i delikatność oryginalnych gąbeczek Konjac (to ja!)

Jak wykończę mydło solankowe, z pewnością wrócę do Konjac. Celulozowa gąbka jest super alternatywą, jak pisałam - w kondycji mojej cery nie zauważyłam kompletnie żadnej różnicy. Nie lubię jednak uczucia delikatnego "skrobania" po skórze i brakuje mi przyjemności z wieczornego demakijażu. Teraz po prostu myję buzię i tyle ;) Ciekawa jestem, czy Wy również porównywałyście oba produkty? Jeśli tak, która gąbka u Was wygrała?

AKTUALIZACJA Jak już wspomniałam, skusiły mnie ultra tanie gąbeczki w Biedronce. Moim zdaniem są o wiele przyjemniejsze niż te marki Calypso, bardziej miękkie, nie drapią i bez problemu dają się domyć z resztek makijażu. Jeśli traficie na nie w Biedronce, polecam wypróbować.

Lawendowy puder do stóp (i ciała) DIY - idealny kosmetyk na lato!

Lato nas w tym roku wyjątkowo rozpieszcza, więc dziś przepis na kosmetyk, bez którego nie wyobrażam sobie upalnych dni. Sama receptura j...