Lakiery hybrydowe Mollon Pro - moja mała kolekcja i mini recenzja

mollon pro uczulenie

W moim poprzednim poście, w którym pisałam o mojej poszukiwaniach lakierów hybrydowych, które nie będą mnie uczulać, wspomniałam już o produktach marki MollonPro. Od razu chciałam też podkreślić, że nie jest to w żaden sposób post sponsorowany, wszystkie lakiery kupiłam na własną rękę.

Nie mam za wiele kolorów, biorąc pod uwagę sporą pojemność, celowałam jedynie w takie kolory, o jakich wiem, że będę często w nich chodzić.

Zaczniemy od jedynego rodzynka w tym zestawieniu, czyli kolorze z serii Hybrid Shine. Te lakiery są dostępne również w mniejszych pojemnościach. Wzięłam jeden kolor na próbę, jako "test alergiczny". Sam lakier jest w porządku i w zasadzie nie widzę różnicy od tych z Hybrid Care. Jest to Vanilla, numer 2.02. Niestety, ale ten kolor jest półtransparentny, której to informacji na stronie brak. Trzeba naprawdę minimum 4 warstw, żeby była mowa o jakimkolwiek kryciu. Ja stosuję go głównie jako tło pod naklejki lub pyłki.


hybrydy mollon pro


mollon pro opinie


Kolorem, który jest u mnie absolutnym must-have to czerwień (bardzo oryginalne, wiem). W ofercie Mollon Pro znajdziemy wiele odcieni czerwonego, ja zdecydowałam się na klasyczny kolor wina, czyli numer 06 Wine. Przy zakupie sugerowałam się nazwą, bo w moim odczuciu grafiki na stronie mocno odbiegają od rzeczywistego koloru. Kolor jest przepiękny i idealnie pasuje do mojego ciepłego koloru skóry, jest wyrazisty, ale nie razi, pasuje zarówno na bardziej eleganckie okazje, jak i na wieczorne randki, jest uniwersalny.
 mollon pro uczulenie


Moim ukochanym kolorem zarówno na paznokciach, jak i w innych dodatkach jest fuksja. Tutaj też zaryzykowałam i zdałam się na nazwę i bardzo dobrze, bo na stronie widzimy całkiem inny kolor. Tak lakier 07 Fuchsia prezentuje się w świetle dziennym:
 mollon pro 07 fuchsia


Jednym z moich ulubionych kolorów Semilaca jest 123 Szeherezada, w pewnym momencie nosiłam go niemal non-stop na zmianę z Mardi gras. Fuchsia od MollonPro ma bardzo zbliżony odcień.

Kolejnym kolorem, który często gości na moich paznokciach jest szarość. Poszukiwałam takiego odcienia szarego, który będzie miał w sobie nutkę fioletu - z lakierów tradycyjnych moim ulubionym odcieniem był lakier z Essence Serendipity. Kolor 83 Lucette jest dokładnie taką szarością przełamaną fioletem, różnie się prezentuje w zależności od światła, raz jest bardziej szary, wieczorem bardziej fioletowy.
mollon pro hybrid care 83 lucette


Kolejnym niejednoznacznym kolorem jest 141 Rhodonite. Jest to fiolet, ale podbity ciepłym różem. Chłodne odcienie fioletu nie współgrają z moim odcieniem skóry, dlatego wahałam się przy zamówieniu, ale na żywo kolor prezentuje się dużo lepiej.
mollon pro hybrid care 141 rhodonite


Na końcu kolejny róż w mojej kolekcji, czyli 149 Pavonia. Jest mocny odcień różu, przyciąga uwagę, ale nie jest zbyt neonowy, nadaje się jak najbardziej na co dzień. Jeden z moich ulubionych kolorów z całej hybrydowej kolekcji.
mollon pro hybrid care 149 pavonia


O jakości samych lakierów pisałam już w poprzednim wpisie. Jestem z nich bardzo zadowolona, zarówno z trwałości jak i łatwości nakładania. Przy ściąganiu również nie sprawiają problemów. I najważniejsze - nie powodują żadnych podrażnień czy uczulenia. Jedynie na co musimy uważać, to dobre wymieszanie pigmentu przed malowaniem (na buteleczce znajdziemy zresztą zalecenie SHAKE WELL) oraz dłuższy czas utwardzania - w mojej lampie LED 24W jest to 60 sekund zamiast standardowych 30. Podsumowując, dla mnie sprawują się na szóstkę.

EDIT Aktualizuję wpis, ponieważ do mojej kolekcji dołączyły dwa kolory, tym razem z serii Hybrid Shine:

2/207 Flaxseed Alley - Nie przepadam za typowymi kolorami nude, ten skusił mnie tym, że wpada nieco w szarawy róż. Jest ciepły odcień beżu/różu, zbliżony do koloru skóry, ale nie na tyle, by się zlewać z nią:
mollon pro hybrid care 207 flaxseed valley


Na początku wydawał się bardzo podobny do 140 Little Stone od Semilac, ale jest od niego zdecydowanie cieplejszy i wpada bardziej w róż niż w szarość:
semilac little stone


2/210 Apricot Brandy - myślę, że tutaj nazwa idealnie oddaje odcień. Jest to odcień koralowy, ale wpadający lekko w brudny róż. Dla mnie idealny, ponieważ większość koralowych jest dla mnie zbyt rażąca, a ten jest jednocześnie przygaszony, ale też nie do końca neutralny
mollon pro hybrid shine 210 apricot brandy


Kolejne kolory w mojej kolekcji w nowym wpisie

Jesienna wishlista szyciowa - czego brakuje w mojej szafie?


Zmiana sezonu zawsze inspiruje do uzupełnienia garderoby. Odkąd zaczęłam szyć sobie sama większość ubrań, zakupy gotowych ubrań nie kuszą mnie tak bardzo, ale potrzeba posiadania czegoś nowego pozostała. Szycie nauczyło mnie bardziej świadomego dobierania ubrań i kompletowania szafy, dlatego jeśli sprawiam sobie nową rzecz, zazwyczaj jest to dość przemyślane. Minusem jest to, że wiele planuję, ale mało realizuję. Mam nadzieję, że lista na blogu zmobilizuje mnie bardziej niż zazwyczaj to bywa, zwłaszcza, że znajdą się tu rzeczy, które planuję już od zeszłego roku.

Na obecny sezon jesień/zima planuję uszyć/wydziergać następujące rzeczy:
  1. Szorty z zakładkami, do łączenia z grubymi rajstopami


Ten projekt chodzi za mną już od dłuższego czasu, bardzo podobają mi się stylizacje w tym stylu:
zooey deschanel

Jako baza posłuży mi wykrój na spodnie z Ottobre Woman 5/2015, oczywiście po skróceniu nogawek:


2. Szare spodnie z dzianiny, inspirowane modelem z Monnari


Leginsy z gumką

Gdy tylko zobaczyłam to zdjęcie, od razu pomyślałam o kuponie szarej pikowanej dzianiny kupionym bez konkretnego celu i zachomikowanym w szafie. Z wykrojem nie było problemu, bo podobne spodnie szyłam już rok temu z Burdy 9/2016 (model 110):



3. Wełniane spodnie w kratę


Krata w tym sezonie rządzi pod wszelkimi postaciami, żeby więc nie zostać w tyle za najnowszymi trendami, mam już przygotowany zarówno materiał, jak i wykrój (Burda, Szycie krok po kroku 2/2015). Nie wykluczam, że skończy się jak zwykle i nogawki ulegną solidnemu zwężeniu:


Szukałam materiału, który będzie zawierał dość dużo wełny, by spodnie były ciepłe. Tkanina, którą wybrałam, ma jej 72% w składzie, także całkiem sporo:

Spodnie w założeniu mają być uniwersalne, zarówno na co dzień do pracy, ze zwykłą bawełnianą bluzką czy prostym sweterkiem, jak i na bardziej eleganckie okazje do białej koszuli. W dodatku powinny być komfortowe w noszeniu, bo pasek jest na szerokiej gumie.

4. Koronkowy wełniany szal

Ten projekt już rozpoczęłam, ale na niego pewnie poczekam najdłużej. Szal dziergam z cieniutkiej włóczki Drops Lace, kolor jasny beż camel (numerek 2020). Jest to mieszanka alpaki (70%) i jedwabiu (30%), co sprawia jest niesamowicie miękka i taka "do miziania".



We wzorze zakochałam się wprost od pierwszego wejrzenia, ale długo trwało, zanim odważyłam się za niego zabrać. Ciągle zdawało mi się, że jest niesamowicie trudny, a koniec końców, nie jest tak źle. Jest za to niesamowicie pracochłonny, w ciągu jednego odcinka serialu robię średnio jedynie 4 rzędy szala. W międzyczasie zaczęłam robić prostą, grubszą chustę, żeby nie zostać całkiem bez okrycia szyi.

5. Koszula w grochy z wiązaną kokardą

Tę koszulę planowałam założyć na poprzednią Wigilię... I wyszło jak zwykle.
Kate Moss for Equipment | Slim Signature printed washed-silk shirt…

Materiał mam z zapasów po mojej mamie, gdy miała chwilową fazę na szycie. Dość szybko się zniechęciła, a mnie dostało się całkiem sporo ciekawych materiałów. Co do wzoru, to jeszcze się nie zdecydowałam ostatecznie, ale póki co stawiam na wykrój, który również pochodzi z Ottobre Woman 5/2015:

Nie jestem do niego całkiem przekonana, bo nie lubię bluzek pod samą szyję. Z drugiej strony, wykroje Ottobre leżą na mnie najlepiej, nie są ani workowate, ani przyciasne w biuście, a nic innego nie znalazłam. Póki co się wstrzymam, do Wigilii jeszcze sporo czasu (ha, rok temu też tak pomyślałam).

6. Zimowy wełniany płaszcz z futrzanym kapturem


Na sam koniec zostawiłam najbardziej wymagający model. Samo gromadzenie materiałów zajęło trochę czasu. Niestety, nie znalazłam w sieci nic choćby odrobinę zbliżonego do projektu w mojej głowie, żeby to zwizualizować. Wykrój wybrałam już dawno temu, jest kurtka z Ottobre Woman, numer 5/2012:

Realizacja z magazynu średnio mi się podoba, ale szukałam własnie płaszcza z wielkim kapturem i zamkiem na ukos. Jedynie zmiana, jaką planuję, to przedłużenie wykroju o 20 cm, dla mnie zimowe okrycie musi sięgać minimum do połowy uda. Mój płaszcz będzie z granatowej wełny, udało mi się kupić w rozsądnej cenie flausz o składzie: 75% wełna, 5% kaszmir, 15% poliester, 5% poliamid. Wnętrze kaptura będzie z żółtego futra o dość długim włosiu, pikowana w romby podszewka będzie również w żółtym kolorze, ale o bardziej stonowanym, miodowym odcieniu. Wełna na płaszcz oraz podszewka są dość cienkie, dlatego dokupiłam również watolinę (z prawdziwej wełny) w celu dodatkowego ocieplenia, mam nadzieję, że 3 warstwy wystarczą, by nie zmarznąć. Jako zamknięcie, oprócz metalowego zamka, kupiłam też brązowe zapięcia na kołeczki (jak w budrysówce), ale o wykorzystaniu ich zadecyduję dopiero po przymiarce na gotowym płaszczu.

Dopiero przy tworzeniu listy zorientowałam się, że jej połowę stanowią spodnie, a przeważnie chodzę w sukienkach i spódnicach. Zobaczymy, jak to będzie wyglądało po zrealizowaniu moich planów. EDIT: moje jesienno-zimowe zmagania prezentuję w tym wpisie.

Wszystkie zdjęcia zostały podlinkowane bezpośrednio do źródeł.

Uczulenie na hybrydy - jak radzić sobie z alergią na lakiery hybrydowe?

uczulenie na hybryde jak wyleczyc

Najprostszą  i najlepszą metodą na to pytanie będzie oczywiście - nie używać. Co jednak jeśli przyzwyczaiłyśmy się do perfekcyjnych paznokci? Nie mówiąc już o wydanych pieniądzach...

Zanim zainwestowałam w zestaw lakierów hybrydowych i lampę, wolałam się upewnić, czy nie mam uczulenia na lakiery hybrydowe. Słyszałam o nim już wcześniej, dlatego najpierw wypróbowałam lakiery u mojej mamy, która kupiła sobie lampę UV i kilka lakierów Semilac na początek.  Nic się nie działo, więc zainwestowałam w zestaw Semilac Individual, zawierający lampę oraz zestaw lakierów. Wydał mi się najbardziej korzystny cenowo i kompletny z dostępnych wówczas.

Co powinno zwrócić moją uwagę już na samym początku?


Pieczenie! Podczas utrwalania każdej warstwy w lampie piekły mnie całe paznokcie. Głupia ja, myślałam, że to lampa grzeje. Dopiero potem, gdy zaczęłam poszukiwać lakierów, które mnie nie uczulają, zorientowałam się, że pieczenie znikło. To był pierwszy objaw, że większość lakierów hybrydowych nie jest dla mnie. W pewnym momencie zauważyłam również, że po każdym pomalowaniu paznokci lakierami hybrydowymi, pojawiały się u mnie dziwne plamy na ciele, zwłaszcza na buzi, często razem z lekkim katarem siennym. Na początku nie wiązałam tego z hybrydami, dopiero potem skojarzyłam fakty.

Co mogło się przyczynić do wystąpienia reakcji alergicznej?


Biorąc pod uwagę, że symptomy uczulenia wystąpiły od pierwszego użycia, możliwe, że alergia pojawiłaby się i tak. Na pewno jednak nie pomogły tutaj moje błędy początkującego - nakładanie zbyt grubych warstw, co skutkowało niedostatecznym utrwaleniem, bądź zalewaniem skórek, brak wprawy przy zdejmowaniu itd. Polecam filmik Candymony o tym, jakie błędy mogą się przyczynić do rozwoju uczulenia, zwłaszcza podejmującym pierwsze podejście do manicure hybrydowego.

Kolejnym czynnikiem, który pogarszał stan moich paznokci, było też bez wątpienia ściąganie lakieru poprzez odmaczanie w acetonie. W pewnym momencie gdy do typowych objawów alergii na hybrydy - opuchnięcie palców, pęcherzyki - dołączyło też łuszczenie skóry na opuszkach palców, przypisałam to również reakcji na lakiery. Dopiero rozmawiając z moją mamą, wyszło, że ona ma identyczną reakcję na aceton i jej pomogło odstawienie go. Skóra na palcach dosłownie odchodziła płatami i można było opuszek obierać niczym ziemniak ze skóry. U mnie skutkowało to prawdopodobnie nasileniem reakcji alergicznej, gdy podrażniona skóra dostawała kolejnego "kopniaka". W dodatku u mnie baza Semilac trzymała się jak przymurowana i musiałam dość długo trzymać waciki z acetonem na paznokciach.

Niestety, ale jeśli reakcja już u nas wystąpi, należy jak najszybciej ściągnąć hybrydy. Z ewentualnymi eksperymentami należy poczekać, aż palce się zregenerują. Pomogą nam tu maści na wysypki alergiczne (nawet zwykły Fenistil, który zawsze jest pod ręką) i czysta wazelina, która stworzy ochronną warstwę dla podrażnionej skóry. Gdy już stan zapalny minie, dbajmy o regularne stosowanie kremów nawilżających, by opuszki jak najszybciej wróciły do normy.

Czy istnieją lakiery hybrydowe, które mnie nie uczulają?


Tak. Eksperymenty kosztowały mnie trochę czasu i pieniędzy, ale dały efekt. Wiem, że wiele osób w tym momencie popuka się w czoło i stwierdzi, że jestem głupia, ale po pierwsze: tradycyjne lakiery także mi nie służyły i moje paznokcie potrzebowały czasu, by dojść do siebie. A pazurki miałam pomalowane dwa dni, a nie (mniej więcej) dwa tygodnie. Po drugie, trochę już zainwestowałam, zwłaszcza na pierwszej fali entuzjazmu dorobiłam się małej kolekcji kolorów. Część na razie niestety dla mnie niedostępna, ale nie tracę nadziei  :-) . Po trzecie, uwielbiam efekt jaki dają hybrydy, nie mówiąc już o tym, jak upierdliwe jest malowanie zwykłym lakierem i czekanie jak zaschnie.

Przechodząc do konkretów: jaki marki przetestowałam? Chciałam też jasno napisać: podkreśliłam słowo "mnie", które jest w tym momencie kluczowe. Pewne marki lakierów mnie uczuliły, innych nie. Te, które są dla mnie bezpieczne, u kogoś innego mogą wywołać reakcję alergiczną. Nie uważam, że marki Semilac, NeoNail itd. są gorsze czy sprzedają badziewie. Wręcz przeciwnie, gdy koleżanki pytały mnie, jaki zestaw kupić na początek, poleciłam własnie ten, który sama kupiłam, marki Semilac, mimo że lakiery tej marki mnie uczulają, bo dalej uważam, że to dobra marka i fajny zestaw na początek.

semilac uczulenie
Ostatnie podejście do "trefnych" lakierów. Zaczynając od dołu: NeoNail, Sapphire; PolishMe, Lavender Blue; Mollon Pro, Lucette; Semilac, Biscuit. Niestety, znowu wystąpiła reakcja alergiczna na małym palcu oraz palcu wskazującym.
Z jakimi lakierami eksperymentowałam?
Do tej pory sprawdzałam następujące produkty:

zwykła baza, wersja 2 w 1 (czyli baza-top), top i lakiery kolorowe marki Semilac :

wiadomo, bo od tego się zaczęło, wystąpiło uczulenie. Jeden wyjątek: Top No Wipe. Dostałam go w prezencie i z lekką obawą przetestowałam razem ze sprawdzoną bazą i kolorem. Nieznaczne pieczenie podczas utwardzania, ale póki co zero pęcherzyków czy opuchnięcia. Same lakiery kolorowe razem z bazą i topem innych marek wciąż mnie uczulają, ale mam wrażenie, że reakcja za każdym podejściem jest coraz słabsza. Testy wciąż trwają.

Lakiery kolorowe NeoNail:

również tu była reakcja alergiczna, ale jedna najsilniejsza z mojej głupoty - niedostatecznie utwardziłam mocno napigmentowany granat na jednej ręce, bo było widać ewidentnie po tym, że alergia pojawiła się tylko na tej właśnie dłoni. Niestety, ale od tego czasu za każdym razem pojawia się alergia.

Baza, top i lakiery kolorowe PolishMe:

marka chwaliła się formułą 3Free i była dość przystępna cenowo, więc się skusiłam. Jeszcze trafiłam na promocję i drugi lakier był w sumie gratis.
Tak tanio i do tego niby świetny skład?

 jakie lakiery hybrydowe nie uczulają

 Zacznę od jedynego plusa: faktycznie brak reakcji alergicznej, co było dla mnie zachętą do dalszych poszukiwań i inwestowania w droższe produkty EDIT: po ostatniej aplikacji pojawiła się reakcja alergiczna na jednym palcu :(. Firma już się chyba zwinęła z polskiego rynku i się nie dziwię. Jakość była STRASZNA. Ale naprawdę mega straszna. Pierwszy do kosza poleciał top, który zasechł sam z siebie po miesiącu. Generalnie wszystkie produkty są bardzo płynne i rozlewają po paznokciu, w zastosowaniu z oryginalnym top coatem wyglądało to bardzo nieestetycznie. W połączeniu z topem innej marki ujdzie. O paskudnych papierowych etykietach na buteleczkach nawet szkoda wspominać, po tygodniu się poobdzierały i lakiery wyglądały jak po dzikich przejściach.

Bazę jeszcze mam, ale nie wiem, czy jej będę używać. Może u stóp, gdzie lakier trzyma się dłużej. Lakiery PolishMe są bardzo nietrwałe, po kilku dniach odchodzą niczym naklejka w całości. Same kolory na innej bazie i pokryte porządnym topem są ok, dlatego je zostawiłam.
uczulenie na hybryde na jednym palcu

Proteinowa baza oraz top 3D Gloss od Indigo, jeden lakier kolorowy:


w bazie proteinowej pokładałam spore nadzieje, ponieważ widziałam wiele pozytywnych recenzji, niektóre blogerki, u których także pojawiła się alergia, polecały jako nieuczulającą. Dodatkowym atutem miała być trwałość, z natury mam bardzo wiotkie paznokcie, dlatego nie zawsze hybrydy trzymają się tak długo, jakbym sobie tego życzyła. Niestety, ale zarówno baza jak i top powodują u mnie reakcję uczuleniową. Bardzo żałowałam, bo to chyba najlepsze z przetestowanych do tej pory produktów, zarówno trwałość, jak i efekt końcowy zasługują na szóstkę z plusem. Pięknie się poziomują i zapewniają połysk. Z kolei sam lakier kolorowy nic złego nie robił, brak negatywnych skutków.

Top marki CND Shellac:


Kupiłam sam top, bo miałam już nieuczulającą bazę (PolishMe) i chciałam sprawdzić, czy sama zmiana bazy i topu mi pomoże. Nie pomogła, więc z bólem serca (i kieszeni) miałam zainwestować w lakier kolorowy, ale na całe szczęście trafiłam na inną markę, bardziej korzystną cenowo. Co do samego topu: nie uczula, jest trwały, ale szczerze mówiąc, nie wydaje mi się wart swojej ceny, bo w porównaniu z efektem, jaki dawał top Indigo, wypada średnio.

I wisienka na torcie, czyli Mollon Pro.


W tej chwili posiadam bazę pielęgnacyjną Hybrid Care oraz kilka lakierów kolorowych. Wreszcie trafiłam na produkt, który:

  • nie uczula

  • wygląd i trwałość mnie zadowalają

  • nie kosztuje miliona monet

Mam głównie lakiery z serii Hybrid Care, czyli mające pielęgnować naszą płytkę paznokcia. Nie wiem, czy to działa, dla mnie najważniejsze jest ustąpienie uczulenia i na pewno, gdy wykończę top Shellaca, kupię top Hybrid Care. Jedyne minusy: jeśli chodzi o serię Hybrid Care, dostępne są tylko większe pojemności (12 ml). Co oznacza, że chociaż przeliczając wychodzi mniej więcej tak jak Semilac, czy NeoNail, to jednorazowo musimy wydać więcej. Kolejnym minusem jest mała popularność, a co za tym idzie mniejsza dostępność stacjonarnie czy mniej swatchy w sieci, przez co większość kolorów kupujemy w ciemno. Co zamierzam swoją drogą zmienić, post z moją kolekcją lakierów Mollon Pro już czeka w kolejce :)
uczulenie na hybryde jak złagodzić


Mam nadzieję, że choć trochę pomogłam osobom walczącym z alergią na lakiery hybrydowe. Zanim zainwestujemy w lampę i resztę akcesoriów, dobrze jest sobie przetestować, czy to na pewno dla nas. Choć jak widać, nie zawsze jesteśmy w stanie to przewidzieć.

Kosmetyczne lektury: Inspirująca historia Heleny Rubinstein


Dziś nietypowo, bo nie będzie to recenzja ani kolejny post o pielęgnacji. Ostatnio w moje ręce wpadła biografia twórczyni jednej z najsłynniejszych marek, która do dziś utrzymała się na rynku - Heleny Rubinstein, autorstwa Michèle Fitoussi. Nie jest nowość, Helena Rubinstein. Kobieta, która wymyśliła piękno ukazała się w 2012 roku.

Książkę czyta się naprawdę dobrze, styl autorki jest bardzo przyjemny w odbiorze i, co jest bardzo dla mnie istotne w biografiach, neutralny. Fitoussi w żaden sposób nie ocenia życia i postępowania osoby, którą opisuje, pozostawia to czytelnikowi. Sama postać Heleny Rubinstein, dość przerażająca i budząca podziw jednocześnie, oraz jej burzliwe życie są dobrym powodem dla sięgnięcia po dzieło Fitoussi. Jednak dla mnie, kosmetycznego freaka, nie mniej interesujące okazało się tło - a mianowicie, jak zmieniało się podejście kobiet do pielęgnacji i kosmetyków. Dla szokująca była informacja, że jeszcze w latach 50. we Francji 39% kobiet myło tylko raz w miesiącu włosy! Ciężko uwierzyć, jakiej rewolucji dokonała Rubinstein w Australii, przedstawiając kobietom zwykły krem nawilżający. Swoją drogą, patrząc z punktu dzisiejszego konsumenta, trochę nieprawdopodobne się wydaje, by prosty krem, ukręcony gdzieś po godzinach w kuchni, mógł dawać tak spektakularne efekty, jakie są tu opisywane - od spękanej, spalonej słońcem skóry do "brzoskwiniowej cery". A może oczekiwania kobiet były wtedy dużo niższe?

Kolejną ciekawostką jest rozwój wielki marek, cenionych do dnia dzisiejszego - możemy czytać o początkach Elizabeth Arden czy Estée Lauder. Nigdy bym nie pomyślała, że nazwa Maybelline powstała od połączenia dwóch słów - imienia Maybel i końcówki słowa wazelina. Właśnie z wazeliny wymieszanej z pyłem węglowym młody naukowiec stworzył pierwszy tusz do rzęs, dla swojej siostry Maybel.

Podczas lektury naszła mnie też kolejna refleksja - jak często bierzemy za oczywiste, to co jeszcze niedawno oczywiste nie było. Chodzi mi tu np. o skład kosmetyku - teraz każdy może analizować, co jest w środku przed zakupem. Tu możemy przeczytać, jak wcześniej oszukiwano konsumentów, pisząc niestworzone rzeczy o użytych składnikach i tworząc jedynie iluzję luksusu.
"Wytwarzanie kremu nie jest drogie, zaledwie dziesięć pensów słoiczek. Thompson, który wtrąca się także do rozliczeń, uważa, że trzeba go sprzedawać po dwa szylingi i dziesięć pensów. - Kobiety nie będą kupować tak taniego produktu - oświadcza Helena. - Muszą mieć wrażenie, że dla polepszenia wyglądu sprawiają sobie coś wyjątkowego. A my musimy im to zaproponować... Po siedem szylingów i siedem pensów."

W zasadzie wcześniej wszystkie chwyty były dozwolone. Sama Helena Rubinstein promowała swoją markę i produkty, jako "metodę naukową", odkrytą przez nią wraz z europejskimi naukowcami, podczas jej niedokończonych studiów medycznych. W rzeczywistości nie miała nawet matury. Nie zdradzając już więcej, zachęcam do sięgnięcia po biografię również jako źródło ciekawych anegdotek z branży kosmetycznej.

Podsumowując, ile by czasu nie upłynęło, recepta na wieczną młodość i piękno pozostaje niezmienna - ruch, zdrowe odżywianie oraz przemyślana pielęgnacja. 

Lawendowy puder do stóp (i ciała) DIY - idealny kosmetyk na lato!

Lato nas w tym roku wyjątkowo rozpieszcza, więc dziś przepis na kosmetyk, bez którego nie wyobrażam sobie upalnych dni. Sama receptura j...