Podsumowanie jesiennych planów ubraniowych - co udało się uszyć/udziergać?


W październiku opublikowałam listę pięciu rzeczy, którymi planowałam uzupełnić moją szafę. Czas na spowiedź, jak się z tego wywiązałam. Zacznę od tego, czego nawet nie ruszyłam - była to koszula z kokardą. Szare dzianinowe spodnie wymagają poprawek i na razie zalegają w pudle z rzeczami wymagającymi przeróbek.

Szal

Zmieniłam koncepcję co do szala - doszłam do wniosku, że taki cienki szal nie zapewni mi ostatecznej ochrony przed zimnem (zwłaszcza, że jako zmarzluch lubię się zawinąć po czubek nosa). Zamiast więc subtelnego szala z jedwabiu i alpaki zrobiłam wielgachny szal ze wzoru "Roksolana". Wykonałam go z estońskiej wełny artystycznej, nie jest może tak miła w dotyku jak np. mieszanki z alpaką, ale grzeje niesamowicie.

Szal jest na tyle szeroki, że w razie potrzeby możemy nim spokojnie owinąć ramiona.

Wzór, wbrew moim obawom, jest bardzo prosty i szal jak na siebie zrobiłam zrobiłam w miarę szybko - około 1,5 miesiąca. Już myślałam, że poczeka na swoją premierę do następnego roku, a tu zima zaatakowała ponownie. Jeśli chodzi o zużycie włóczki, to kupiłam 228 g ciemnoszarej wełny 8/2 i 224 g w kolorze ecru. Szarej został mi się niewielki kłębek, a ecru starczyło na styk.

Płaszcz


Największy z moich ostatnich projektów. W dodatku szyłam go pod presją czasu, bo musiałam zdążyć do pierwszych mrozów (uroki domowego szycia - nie kupię, uszyję sama, a potem wychodzi na to, że nie mam). Ale powiem, że było warto. Jest to chyba najcieplejsza rzecz, jaką miałam w życiu, póki co zakładam pod nią cienką bawełnianą bluzkę, bo w przeciwnym razie jest mi za gorąco. Nie wyglądam w niej jak ludzik Michellin, pasuje zarówno do dzinsów, jak i do sukienki, casualowo i na wyjścia.
Winter ninja style!
Bałam się, że poprzez dołożenie dodatkowej warstwy ocieplenia (wykrój nie przewiduje) może być za mało luzu, ale spokojnie jestem w stanie założyć sweter czy bluzę pod spód i go zapiąć. Kolejną rzeczą, którą w nim uwielbiam, jest olbrzymi kaptur.


Szyłam standardowo z wykroju Ottobre, rozmiar 42. Nie musiałam nic przedłużać, rękawy są takie jak trzeba, talia jest w miejscu talii, biust się mieści. Ich wzory są idealne dla wyższych osób. Jedną ingerencją było wydłużenie długości z kurtki za pupę do kolan.

Dobrze, to żeby nie było tak różowo - co poszło nie tak? Na pewno zmieniałabym kształt kaptura - czasami ułoży się tak, że wyglądam jak członek KKK lub arcymag czarodziej. Zwykły zaokrąglony prezentował by się zadecydowanie lepiej. Poza tym, coś poszło nie tak przy przedłużaniu przodu - mamy tam w sumie trzy osobne elementy, w dodatku idące po skosie, no i tu poległam. Z jednej strony przód płaszcza lekko się zadziera, to wymaga poprawki.

We własnoręcznie szytych ubraniach uwielbiam detale, których raczej nie uświadczymy w sieciówkowych ciuchach.


Było również jeden z najdroższych uszytków do tej pory. Wełnę z domieszką kaszmiru udało mi się  kupić w cenie 40 zł/mb. Z 3 m zostało mi około 0,5 m. Pikówkę na podszewkę kupiłam po taniości - 11 zł/mb, zużycie podobne jak przy wełnie. Jest to 100% poliester, ale nie przeszkadza mi to zbytnio, dzięki temu płaszcz jest bardziej wiatroodporny. W poprzednio szytym płaszczu użyłam na podszewkę bawełniane płótno, bo podobał mi się wzór - nie róbcie tego. Czułam każdy, nawet najmniejszy powiew wiatru przeszywający do szpiku kości. Wykosztowałam się na futro, bo zależało mi na wielkim, futrzastym kapturze, w którym można się ukryć przez zimnem. Metr kosztował 44 zł, zużyłam gdzieś połowę.

Zdecydowałam się na dodatkowe ocieplenie płaszcza wełnianą (100%) watoliną i był to strzał w dziesiątkę. Nie użyłam jej jedynie przy kapturze, bo był już i tak dość gruby i ciężki ze względu za 5-centymetrowe futerko. Cena - 22 zł/mb, poszło 1,2 metra. Oprócz tego zapłaciłam jeszcze ok. 10 zł za metalowy zamek o długości 60 cm, drobiazgów typu nici czy zawieszka-kotek nie liczyłam.


W połączeniu z szalem i wełnianymi dodatkami mam zestaw, w którym mróz mi nie straszny.

Szorty


To również był bardzo udany projekt. Niestety, nie jestem w stanie powiedzieć z jakiego materiału je uszyłam, bo wykorzystałam jakiś kupon tkaniny, którą dostałam od kogoś. A szkoda, bo szyło się z niej świetnie - materiał jest mięsisty, poddaje się na tyle, że noszone ubranie jest wygodne, ale nie rozwleka się i trzyma formę. Bardzo dobrze się w nich czuję, najbardziej pasują w klasycznym połączeniu z czarnymi kryjącymi rajstopami i czarną bluzką.


Ottobre ponownie nie zawiodło, spodnie dobrze leżą, nie musiałam ani przedłużać stanu, ani nie robiła się "torba" w kroczu (trauma z wszystkimi dopasowanymi modelami z Burdy).

Wełniane luźne spodnie


Na sam koniec spodnie, w których spędziłam sporą część jesieni i zimy. Są bardzo wygodne, grzeją dzięki zawartości wełny. Co do wyglądu, jest on kontrowersyjny - babeczkom się podoba, mój chłop się krzywi i mówi, że wyglądają "staro". Wykrój z Burdy (wydanie Szycie krok po kroku), szyło się błyskawicznie. Krój jest luźny, obyło się więc bez ani jednej poprawki. Jedynie pominęłam wszywanie zamka z boku, bo nie widzę sensu, skoro spodnie są luźne i na gumkę. Na pewno będę szyć jeszcze z tego wykroju, z tym że dodam wpuszczane boczne kieszenie, bo trochę mi ich brakuje. Nie wiem tylko, czy zdecyduję się ponownie na wełnę, bo materiał na pupie zaczął się wyraźnie przecierać, czy może raczej na grubszą dzianinę, zobaczymy. Zużyłam 1,5 m wełnianej tkaniny (zdaje mi się, że było to 60%) w cenie 44 zł/mb.


Podsumowując, uważam projekt Jesień-Zima za udany, jestem bardzo zadowolona z tych rzeczy i często je noszę. Mam wrażenie, że lista zmobilizowała mnie bardziej do zrealizowania planów. W głowie mam już masę projektów na sezon Wiosna-Lato, więc kontynuacja już wkrótce!

Lawendowy puder do stóp (i ciała) DIY - idealny kosmetyk na lato!

Lato nas w tym roku wyjątkowo rozpieszcza, więc dziś przepis na kosmetyk, bez którego nie wyobrażam sobie upalnych dni. Sama receptura j...