Mój sposób na pielęgnację cery suchej i wrażliwej - wieczorna pielęgnacja, mini recenzja olejków Khadi

khadi olejek

W poprzednim wpisie  opisałam, jak wygląda mój codzienny rytuał pielęgnacyjny aż do momentu demakijażu. Dziś czas na ciąg dalszy.

Po dokładnie przeprowadzonym demakijażu czas na ciąg dalszy, czyli właściwą pielęgnację. W przypadku takiej cery jak moja, czyli suchej i wrażliwej, stawiam nacisk nie tylko na nawilżenie, ale także na zabezpieczenie skóry przed utratą wody poprzez solidną dawkę emolientów. Od jakiegoś czasu zrezygnowałam całkowicie ze stosowania kremów - był to strzał w dziesiątkę. Gdy stosowałam typowe kremy nawilżające, często moja skóra była jednocześnie niedostatecznie nawilżona i zabezpieczona, a zarazem obciążona - nie lubię czuć warstw na buzi i uczucia klejenia się, dlatego staram się unikać produktów typu emulsja czyli woda+olej+emulgator. Podobnie nie sprawdzało się mieszanie dowolnego oleju z żelem hialuronowym. Najlepiej sprawdza się u mnie dwu- (maksymalnie trzy) warstwowa pielęgnacja:
Krok pierwszy (opcjonalny)

Spryskanie twarzy mgiełką nawilżającą (Vianek, o którym pisałam już w poprzednim wpisie). Robię to jedynie wtedy, kiedy skóra jest widocznie przesuszona i nieprzyjemnie napięta. Wykonuję dwa-trzy psiknięcia na twarz, a następnie delikatnie wklepuję tonik.
Krok drugi - faza wodna

Na oczyszczoną buzię nakładam wodne serum mocno nawilżające. Tutaj do niedawna królowały samoróbki, od niedawna wyparte przez produkty od AVA Cosmetics. Mam ochotę testować każde serum po kolei. Składy są ultra proste i to mnie przekonało własnie do zakupu, dodatkowo cena również zachęca. Do tej pory miałam w swojej kosmetyczce trzy:

  • Kolagen Morski - świetnie nawilża, nie podrażnia, w składzie mamy tylko wodę, glicerynę, kolagen, konserwanty i zagęstnik. Na pewno kiedyś do niego wrócę

  • Witamina C z acerolą - również świetnie działanie, prosty skład (taki "domowy"), u mnie sprawdzał się doskonale, na 100% kupię ponownie

  • Retinol z witaminami C, E, F - na tę wersję napaliłam się strasznie, naczytawszy się o działaniu retinolu (uwaga, w serum mamy jedynie proretinol). Niestety, ale u mnie to serum robiło więcej szkody niż pożytku, skóra była zaczerwieniona i podrażniona

Przy okazji promocji 1+1 w Hebe skusiłam się też na serum pod oczy z algami morskimi  , ale ten produkt nie przypadł mi do gustu - emulsja i do tego dłuższy skład, skóra była przeciążona, a nie nawilżona dostatecznie. Moja mama z kolei była zachwycona, także jak widać, zależy od preferencji.
Krok trzeci - emolienty

Po nałożeniu serum na bazie wody przechodzę bezpośrednio do zabezpieczenia buzi warstwą oleju. Tutaj również od dłuższego czasu stawiam na gotowce, czyli oleje Khadi. Żaden olej nie sprawdzał mi się tak dobrze, jak te mieszanki. Oleje są napakowane po brzegi ekstraktami ziołowymi i dobroczynnymi olejami. Dodatkowym atutem jest (dla mnie przynajmniej) piękny zapach, który dodatkowo relaksuje. Jak widać na zdjęciu, nie używam codziennie tego samego oleju, lecz staram się je stosować naprzemiennie, zarówno po to, żeby dostosować je do aktualnych potrzeb skóry, jak i żeby zapach się nie znudził ;-) .  Wybaczcie brak napisów na nalepkach, ale tak to jest, jak się kosmetyk stosuje, ale nie tylko stawia na półeczce. Biorąc pod uwagę ich wydajność, cena również jest bardzo atrakcyjna, ale warto przetestować niewielkie miniaturki (są dostępnie także buteleczki po 10 ml), zanim zainwestujemy w większą butelkę.

  • moim absolutnym ulubieńcem jest wersja z hibiskusem, dedykowana dla cery wrażliwej. U mnie działa rzeczywiście tak, jak obiecuje producent - koi podrażnienia. Sięgam po nią, kiedy skóra jest podrażniona  i zaczerwieniona, po tym olejku cera jest rozjaśniona i ułagodzona

  • na drugim miejscu znajduje się wersja anti-aging, czyli przeciwzmarszczkowa. Pachnie przepięknie, mam wrażenie, że jest to "najbogatsza" ze wszystkich wersji. Sięgam po nią jako ukoronowanie zabiegów pielęgnacyjnych, np. po maseczkach, albo po zastosowaniu "podkręconego" serum. Wchłania się najwolniej ze wszystkich olejków Khadi, które testowałam do tej pory i zostawia na twarzy warstewkę. Dla mnie nie jest to wada, zwłaszcza że kompensuje to jego odżywcze działanie.

  • gdy z cerą nie dzieje się nic niepokojącego, ani nie mam potrzeby jest ekstra odżywiać, sięgam po wersję z różowym lotosem. Jest to bardzo dobry olejek, zalecany do cery mieszanej. Szybko się wchłania, nie podrażnia, nie łagodzi aż tak podrażnień jak wersja hibiskusowa, ale również daje radę.

Wersje, których również używałam (na szczęście jako miniaturek), ale które mi kompletnie nie podeszły, to olejek z fiołkiem oraz olejek z białą lilią. Nie widziałam żadnego działania, wersja fiołkowa wręcz mnie podrażniała, a liliowa, mimo że dedykowana do cery suchej, okazała się zbyt lekka.

Taką pielęgnację stosuję na co dzień. Po wmasowaniu oleju w buzię z serum nawilżającym, czasami dodatkowo delikatnie wsmarowuję w okolice oczu masło kawowe (solo) i nakładam balsam do ust, jeśli mam przesuszone wargi.
Kroki specjalne

Dwa wieczory w tygodniu staram się poświęcić na maseczki. Zazwyczaj jest to dzień po dniu. Najpierw sięgam po maseczkę o działaniu bardziej oczyszczającym - czyli maseczki glinkowe, zawierające błoto z Morza Martwego, czy peel off. Następnego dnia z kolei wybieram maseczki nawilżające i odżywcze. Gdy stosuję maskę w płachcie, nie nakładam potem serum, jedynie wmasowuję pozostałości płynu, a następnie olej. Jeśli nie mam zbyt wiele czasu, idealnym rozwiązaniem są sleeping packi, ale nie mogę ich stosować zbyt często, bo nie znalazłam jeszcze takiego, który by nie obciążał skóry przy częstszym stosowaniu.

I to by było na tyle. Dość minimalistycznie, ale taki system sprawdza się u mnie najlepiej.

Pielęgnacja twarzy - jak to u mnie wygląda? Demakijaż dla cery suchej w trzech odsłonach

demakijaz olejowy

Dziś wpis, do którego zbieram się w zasadzie od momentu założenia tego bloga, czyli podsumowanie mojej aktualnej pielęgnacji. Na początek może napiszę dokładnie, jaki jest mój typ skóry. Jestem posiadaczką wrażliwej cery, skłonnej do podrażnień i przesuszeń.  Odkąd "nawróciłam" się na świadomą pielęgnację, przestały się u mnie pojawiać zmiany skórne, charakterystyczne dla AZS (w przypadku twarzy były to szczególnie czerwone placki i łuszcząca się skóra na powiekach). Przez większość życia moja cera była bardzo sucha, obecnie coraz bardziej staje się mieszana. O alergii  i AZS napiszę przy innej okazji, dziś skupię się stricte na stronie "kosmetycznej" i na pielęgnacji twarzy. Na zdjęciu postarałam się zebrać wszystkie produkty, niezbędne w mojej rutynie pielęgnacyjnej i aż się zdziwiłam, że zebrało się tego aż tyle. Oceńcie same, czy to mało czy dużo? Jak dla mnie całkiem nieźle, jak na kogoś, komu kiedyś wystarczał olej arganowy i biała glinka. To był dopiero minimalizm z prawdziwego zdarzenia :)

W telegraficznym skrócie: w mojej pielęgnacji stawiam głównie na nawilżanie i silną okluzję. Nie mam problemu z "zapychaniem" porów, a mocne oczyszczanie nie jest dla mnie zbyt często mile widziane, jedynie od czasu do czasu.
czym zmywać makijaż domowe sposoby


Rutyna poranna

Od razu uprzedzam - za wiele tu się nie dzieje. Nie zaliczam się do porannych ptaszków i czynności poranne ograniczam do minimum. Żelaznym punktem jest łagodne oczyszczenie twarzy poprzez przetarcie twarzy płatkiem kosmetycznym nasączonym tonikiem. Chodzi jedynie o odświeżenie buzi, ale bez pozbawiania jej warstwy ochronnej. Oczyszczanie rano i wieczorem bardzo mi nie służyło, od kiedy zrezygnowałam z porannego mycia jest o wiele lepiej.

Sklepowe toniki, które sprawdziły się do tej pory:

Latem nakładam jeszcze lekki krem z mineralnym filtrem i puder mineralny z filtrem, lub sam puder/sam krem, w zależności od potrzeb i czasu. Zimą raczej zabezpieczam skórę jakimś lekkim olejem, zwłaszcza suche policzki.

Makijaż na co dzień ograniczam do absolutnego minimum, czyli khol i tusz do rzęs. Często zdarza mi się nie wyrobić czasowo i chodzić całkowicie bez makijażu, nie uważam tego za jakiś przejaw niechlujstwa ;).

Wieczorna pielęgnacja na bogato


Dzieje się za wieczorem. Pierwszym i niezbędnym krokiem jest demakijaż. Serio - obojętnie, jakbym nie była padnięta, nie wyobrażam sobie pójścia spać w makijażu. W zależności od sił i czasu robię to w następujący sposób:

Wersja codzienna

Zaczynam od namoczenia gąbeczki Konjac w niewielkiej plastikowej miseczce. W międzyczasie, zanim gąbka dostatecznie nasiąknie, na silikonowy płatek do demakijażu nakładam niewielką ilość balsamu myjącego.  Starannie rozprowadzam balsam po twarzy i szyi, aż oleje rozpuszczą makijaż i całodzienne zanieczyszczenia. Następnie na gąbeczkę nakładam minimalną ilość żelu do mycia twarzy i zmywam dokładnie oleje i brud. W tej roli wykorzystywałam również produkty niekoniecznie do twarzy, jak mydła Yope, szampon do włosów z Biolaven (i w tej polubiłam go zdecydowanie bardziej). Nie mam tu póki co jakiegoś faworyta. Aktualnie używam mydła solankowego White Flowers  . Na razie jestem zachwycona, ale muszę go poużywać jeszcze jakieś dwa miesiące, zanim ogłoszę zwycięzcę.

Ewentualnie pozostałości, np. tuszu do rzęs, domywam tonikiem, bądź łagodnym płynem micelarnym.

EDIT Aktualizacja mojego wieczornego demakijażu w tym wpisie

Wersja błyskawiczna na leniwca


Jeśli nie mam siły na gimnastykę z gąbeczką i balsamem, sięgam jedynie po dwa produkty. Okolice oczu zmywam delikatnie kremem myjącym z Yves Rocher, gdy wykończę miniaturkę, którą mam, pewnie zastąpię go którymś łagodnym płynem micelarnym. Resztę twarzy myję żelem do twarzy z niewielkimi drobinkami peelingującymi - tutaj sprawdza mi się dobrze żel z Yves Rocher z bambusowymi granulkami . Nie jest to rozwiązanie na co dzień, ale raz na jakiś czas nie zaszkodzi.

Wersja mocno oczyszczająca

Jeśli na wieczór mam zaplanowane dalsze zabiegi pielęgnacyjne typu maseczki, do mojego codziennego makijażu dorzucam mały twist - zamiast zmyć balsam jak co wieczór żelem czy mydłem, nakładam na twarz niewielką ilość savon noir i przez chwilę masuję, łącząc warstwę olejową z mydłem, omijając oczy. Okolice oczu dla bezpieczeństwa oczyszczam jedynie płatkiem z płynem micelarnym. Po chwili zmywam resztę twarzy mokrą gąbeczką Konjac i tutaj UWAGA. Gąbeczka musi bardzo mocno odciśnięta, żeby nic z niej nie ciekło, zwłaszcza jeśli manipulujemy nią nad oczami. Savon noir + oko = płacz i zgrzytanie zębów.

Po takim zabiegu skóra tak oczyszczona, że aż piszczy i wchłania jak gąbka wszelkie produkty. Na takie mocne oczyszczanie pozwalam sobie max 1 - 2 razy w miesiącu, w przeciwnym razie efekt zaczyna być odwrotny od zamierzonego i łatwo o podrażnienia.

O dalszych krokach, akcesoriach i nawilżaniu następnym razem, bo zorientowałam się właśnie, że post rozrósł się w sposób niekontrolowany i nikt nie będzie w stanie dobrnąć do końca ;) Druga część wpisu tutaj

Jak wygląda wasz wieczorny rytuał?

Zestaw pielęgnacyjny z papają marki VLCC - czy warto? Krótka recenzja


Dziś weźmiemy na tapetę zestaw pielęgnacyjny marki VLCC. Podczas ostatnich kosmetycznych zakupów skusiłam na wersję z papają (znacie to pewnie - skoro i tak już płacę za wysyłkę, to szkoda jeszcze czegoś nie wziąć). Zapłaciłam za nią całe 12 złotych (przecena z 29 zł), także cena bardzo przystępna.

Zacznijmy tradycyjnie od obietnic producenta


W pudełku znajdziemy zestaw pięciu miniaturek kosmetyków, przyporządkowanych 5 kolejnym krokom pielęgnacji. Napis A complete 'DO IT YOURSELF' facial system zapewnia nas, że zestaw zawiera wszystko do przeprowadzenia kompleksowego zabiegu pielęgnacyjnego, z tyłu opakowania znajdziemy również szczegółową instrukcję, co po kolei mamy robić.



Marka pochodzi z Indii i tam też produkowane są kosmetyki. Wszystko ma być oczywiście super-hiper eko, w logo znajdziemy nawet słowa: natural sciences. Hmm... rzućmy okiem na składy:

Peeling z papają: Talc, Papain, Juglans Regia Shell Powder, Citric Acid, Jojoba Esters, Hydroxypropyl Starch Phoshate, Trehalose, Inulin, Phenoxyethanol, Parfum, Yogurt Powder, Triethylene Glycol, Benzyl Benzoate, CI 77491.

Żel z ogórkiem: Aqua, Carbomer, Phenoxyethanol, Triethanolamine, PEG-40 Hydrogenated Castor Oil, Parfum, Disodium EDTA, Triethylene Glycol, Cucumis Sativus Extract, Spirulina Platensis Powder, Citrullus Lanatus Seed ExtractAloes Barbadensis Leaf Extract, Hexyl Cinnamal, Hydroxycitronellol, CI 19140.

Krem do masażu z brzoskwinią: Aqua, Paraffinum Liquidum, Cetearyl Alcohol, Propylene Glycol, Glyceryl Stearate, Steareth-21, Olea Europaea Fruit Oil, Cera AlbaGlycerin , Hydroxypropyl Starch Phosphate, Steareth-2, Theobroma Cacao Seed Butter , Agar, Cyclopentasiloxane, Phenoxyethanol, Ceteareth-20, Parum, Prunus Persica Fruit Extract, Triethylene Glycol, Disodium EDTA, Phenyl Trimethicone, BHT, C12-15 Alkyl Benzoate, Dimethiconol, Dimethicone Crosspolymer, Amyl Cinnamal, Citronellol, Buthylphenyl Methylproponial, Hexyl Cinnamal, Methyl Ionones, Methylenedioxyphenyl Methylpropanol, CI 11680, CI 73360.

Maseczka z pomarańczą: Aqua, Kaolin, Glycerin, Paraffinum Liqiudum, Talc, Cetearyl Alcohol, Titanium Dioxide, Magnesium Carbonate, Acacia Senegal Gum, Bentonite, Cyclopentasiloxane, Phenoxyethanol, Lactic Acid, Cellulose Gum, Ceteareth-20, Disodium EDTA, BHT, Citrus Aurantium Amara Peel Oil, Triethylene Glycol, Phenyl Trimethicone, C12-15 Alkyl Benzoate, Dimethiconol, Dimethicone Crosspolymer, Limonene, Linalool, Geraniol, Citral, Citronellol, CI 19140, CI 15510, CI 14700.

Lotion z zielonym jabłkiem: Aqua, Paraffinum Liquidum, Cyclopentasiloxane, Glycerin, Glyceryl Stearate, Cetearyl Alcohol, Trehalose, Phenoxyethanol, Allantoin, Ceteareth-20, Polyquaternium-39, Parfum, Cetyl Alcohol, Carbomer, Triethanolamine, Zinc Oxide (Nano), Xanthan Gum, Disodium EDTA, Pyrus Malus Fruit Extract, Triethylene Glycol, Phenyl Trimethicone, C12-15 Alkyl Benzoate, Dimethiconol, Dimethicone Crosspolymer, Triethoxycaprylylsilane, Benzyl Salicylate, Hydroxycitronellol, CI 42090, CI 19140.

Czy znajdziemy w składzie to, co obiecuje producent? Tak. Czy są to dobre składy i oparte na naturalnych składnikach? Absolutnie NIE. Mamy tam przede wszystkim wypełniacze i wygładzacze. Zwróćmy uwagę, jak wszędzie wysoko w składzie znajduje się Phenoxyethanol, którego dopuszczalne stężenie wynosi 1% (i który swoją drogą nie jest zbyt pożądanym składnikiem w kosmetyku). Dla ułatwienia zaznaczyłam go na czerwono.

Nijak się to wszystko ma do rzekomo naturalnych tradycyjnych receptur rodem z Indii. Oj, nieładnie.

Co otrzymujemy w zestawie?


Samo opakowanie prezentuje się bardzo estetycznie, a miniaturki prezentują się uroczo. Każda tubka zawiera 10 g produktu (poza peelingiem, którego otrzymujemy 7 g).



Tym, co od razu przyciągnęło moją uwagę, było zapach. Już sam kartonik pachnie mocno owocowo, niczym cukierki. Każda tubka została ponumerowana, także nie ma możliwości pomylić kolejności. Co do peelingu, za pierwszym razem stosowałam się do angielskiej instrukcji i próbowałam zmieszać proszek na papkę na dłoni, ale było to dość trudne do wykonania i większość przeciekła między palcami. Dużo lepiej zrobić to tak, jak zaleca polski dystrybutor, czyli nałożyć proszek bezpośrednio na mokrą skórę. Scrub był dość delikatny, ale ładnie oczyścił buzię.

Następny w kolejce, czyli żel z ogórkiem miał za zadanie nawilżyć buzię i przygotować na dalsze kroki, ale był raczej nijaki. Następnym krokiem jest masaż twarzy brzoskwiniowym kremem i ten produkt bardziej przypadł mi do gustu. Ładnie pachnie i zapewnia dobry poślizg podczas masażu. Podobnie było z maseczką pomarańczową, skóra była po niej rzeczywiście rozjaśniona i napięta, choć trochę wątpliwości budzi sens nakładania maseczki na skórę pokrytą parafiną i silikonami. Końcowy lotion, mający za zadanie zakończyć cały zabieg, jest najsłabszym ogniwem całego zestawu.

Czy działa i czy kupię ponownie?


Pomimo baaardzo słabego składu, efekt o dziwo jest widoczny, nie jest spektakularny, ale jednak jest. Możliwe, że najbardziej przyczynił się do tego pięciokrotny masaż twarzy.

Dla mnie jest to gadżet, jeśli chcemy sobie zorganizować mini-spa. Myślę też, że taki zestaw może dobry dla osób, które chcą spróbować wielowarstwowej pielęgnacji i nie wiedzą od czego zacząć. Wystarczy potem skomponować na podobnej zasadzie coś z naszych ulubionych kosmetyków.

Ja z pewnością nie kupię ponownie, była to dla mnie ciekawostka. Zestaw był dostępny w wielu wersjach, ale biorąc pod uwagę kiepskie składy i niewielki efekt, nie zamierzam ich wypróbowywać.

Lawendowy puder do stóp (i ciała) DIY - idealny kosmetyk na lato!

Lato nas w tym roku wyjątkowo rozpieszcza, więc dziś przepis na kosmetyk, bez którego nie wyobrażam sobie upalnych dni. Sama receptura j...