Jestem wielką fanką farbowania włosów henną (czyli sproszkowanym zielem lawsonii bezbronnej, bo z tej rośliny uzyskujemy barwnik określany jako henna), ale nie znaczy to, że nie widzę jego wad. Zanim przejdę do tego, co i jak, przedstawię pokrótce plusy i minusy ziołowych farb do włosów.
Pozytywy:
- ziołowe farby nie niszczą włosów, wręcz przeciwnie, chronią je przed czynnikami zewnętrznymi poprzez "obudowanie" włosa
- nie podrażnia skóry, a zapach nie dusi tak jak farby tradycyjne
- kolor uzyskany za pomocą henny nie jest płaski, wygląda bardzo naturalnie
- nadaje piękny blask oraz refleksy
- nadają niesamowitej objętości, pogrubiając włos
- odkąd regularnie stosuję hennę, skóra głowy przestała się przetłuszczać. Efekt mija, gdy wyhoduję za duże odrosty, dlatego to na pewno zasługa lawsonii
- u początkujących odrosty nie są tak widoczne, bo barwnik stopniowo wypłukuję się i nie rzuca się tak to w oczy jak przy farbach drogeryjnych. Niestety u osób, które jak ja farbują nieprzerwanie od wielu lat, ta zasada już nie działa
- jest stosunkowo tania - 100 g henny dobrej jakości kupimy od 20 - 25 zł, ale są też tańsze, parę razy kupiłam farbę firmy Mumtaz, 100 g kosztuje aktualnie ok. 8 zł i była całkiem niezła
- w porównaniu do innych naturalnych sposobów (jak rumianek, łupiny cebuli i inne cuda) jest to trwała metoda
- nic się nie marnuje - jeśli zostanie nam pasty, możemy ją zamrozić na potem bez wpływu na jej skuteczność
- przyrządzenie mieszanki jest proste - nie wymaga specjalnych umiejętności ani sprzętów
Co może nam przeszkadzać?
- przede wszystkim czasochłonność. Na robienie henny dobrze jest sobie zaplanować cały dzień. Podobno istnieją szczęściary, którym barwnik chwyta od razu, ale ja do nich nie należę i 6 godzin trzymania farby na głowie to dla mnie absolutne minimum, łącznie z myciem włosów przed, nakładaniem oraz płukaniem po robi się nam cała dniówka. Czasami dużo się dzieje i ciężko mi zaplanować dzień siedzenia kamieniem w domu, więc zdarza mi się chodzić ze sporym odrostem (fstyt i chańba), dopóki nie wyrwę wolnego dnia
- częściowo zahacza o poprzedni punkt - farbowanie trzeba zaplanować. Przygotowuję mieszankę tradycyjną metodą i pasta musi swoje odstać - przeważnie rozrabiam ją dzień wcześniej wieczorem i dojrzewa przez noc
- słabo dostępna stacjonarnie - oprócz wspomnianej henny Eld (uwaga, jednym kolorem, gdzie faktycznie mamy w składzie czystą hennę, jest kolor "Chna" i raczej nie polecam tej marki), widziałam w zielarniach farby firmy Khadi (przyzwoitej jakości, ale droższe). Cenowo i jakościowo wypada to dużo gorzej niż farby dostępne online
- wysusza włosy oraz skórę głowy - po zabiegu należy zadbać o nawilżenie. Jeśli masz suche końcówki, radzę się ich pozbyć wcześniej - farbowanie jeszcze podkreśli ich suchość i nasze włosy będą wyglądać jak miotła
- bałagan - wszędzie. Radzę nie pucować łazienki i szorować wanny wcześniej, bo choćby się nie wiem jak starać, kropki pasty o podejrzanym zielonkawo-brązowym kolorze będą WSZĘDZIE
- henna farbuje WSZYSTKO - oprócz naszych włosów zabarwi skórę głowy, palców (malowanie paznokci potem obowiązkowe), ręczniki i poduszkę. Oraz, jeśli pasta będzie za rzadka, w gratisie mamy piękne pomarańczowe zacieki na twarzy i szyi. True story - kiedyś wpadłam na genialny pomysł farbowania włosów, nie zastanawiając się, że następnego dnia mam praktyki. Wspomnienie, jak prowadziłam w liceum zajęcia na zaliczenie ze świadomością, że jestem w cętki - bezcenne.
- to akurat mnie osobiście nie przeszkadza, ale dla niektórych może to stanowić problem - zapach. Henna pachnie w dość charakterystyczny sposób, ziołowy aromat jest intensywny
- jak każde zioło czy naturalny kosmetyk może uczulić
- nie mamy dużego wpływu na kolor - zawsze chciałam pofarbować się na płomienną, ognistą rudość. Niestety, mój naturalny kolor jest zbyt ciemny, by uzyskać taki efekt za pomocą henny
- paleta ziołowych farb jest mocno ograniczona - farbując henną możemy uzyskać jedynie odcienie od rudości do kasztanowego. Jeśli pobawimy się w mieszanki z indygo, rozszerzamy kolorystykę do brązów. Nie jest możliwe rozjaśnienie do odcienia blond - zdarzyło mi się testować na mojej mamie odcień farby Eld "Blond". Z tego co pamiętam, miała w składzie rumianek i kurkumę, a jednym efektem był straszliwy bałagan, bo pasta się kruszyła jeszcze bardziej niż ta z henny
- podobno może dać niepożądane rezultaty, jeśli włosy były wcześniej farbowane chemicznymi farbami - tutaj ciężko mi się wypowiedzieć, bo sama nigdy nie farbowałam inaczej niż ziołami
Czy warto w ogóle się w to bawić?
Na pierwszy rzut oka ilość minusów może odstraszać, ale moim zdaniem efekt jest wart tych starań. Włosy lśnią i wyglądają na odżywione, są uniesione od samej nasady. Dzięki hennie zapomniałam co to łupież, a moje cienkie włosy prezentują się bardziej okazale. Kilka lat temu zrobiłam dłuższą przerwę, żeby na próbę wrócić do naturalnego koloru włosów. Szybciutko się z henną przeprosiłam, jak moja fryzura zaczęła przypominać jakieś smętne oklapłe ogryzki zamiast czupryny, do której się przyzwyczaiłam.
Jeśli zachęciłam Cię do wypróbowania henny i nie zniechęciła Cię wizja upapranej łazienki, zapraszam do następnego wpisu za tydzień, gdzie podzielę się moim sposobem na przygotowanie pasty, aplikowanie jej oraz przedstawię kilka trików ułatwiających cały proces.
O farbowaniu henną w praktyce piszę tutaj
[…] z nieco opóźnioną kontynuacją TEGO wpisu, czyli ciąg dalszy epopei o hennie. O wadach i zaletach henny już się wypowiedziałam, […]
OdpowiedzUsuń